Olga Boznańska - Helena Blumówna 1949 r. - część IV
3 lutego 2015

Olga Boznańska - Helena Blumówna 1949 r. - część IV

Nr 60

Iza do Julii.

Paryż, 7. maja 1931.

Dziękuję Ci bardzo za wiadomość z Krakowa. Jestem tak zmartwiona chorobą Oluni, że aż schudłam. Naturalnie, nie może ona teraz wracać z chorymi oczami i ze spuchniętą twarzą. Olunia nie pisze do mnie wcale, co mnie strasznie niepokoi. Boję się bardzo o jej wzrok, bo znam jedną panią, która wskutek artrytyzmu (sic!) oślepła kompletnie. Czy Olunia może czytać i pisać? Czy nie ma ani jednego porządnego lekarza w K. któryby ją mógł wyleczyć?

Nr 61

Iza do Julii.

Paryż, 14. czerwca 1931.

Dziękuję Ci bardzo za życzenia. Olunia przyjechała i dobrze wygląda. Była u mnie wczoraj o 10ł/2 w nocy. Robiła mi srogie wymówki, że jej pracownia jest w nieporządku, podobno to moja wina. Kiki się bardzo zmienił, smutny i zły chciał ugryźć mojego pieseczka, który się do niego zalecał.

Nr 62

Iza do Julii.

Paryż, 18. czerwca 1931.

Olunia przyjechała z jedną młodą służącą, która tu szuka posady. Opowiadała mi ta biedna dziewczyna, jakie Olunia dziwactwa wyprawiała w drodze. W Berlinie poszła na spacer, więc naturalnie spóźniła się na pociąg i musiała przez 5 godzin czekać na następny pociąg. Więc ze złości rzuciła torebkę, gdzie były wszystkie jej pieniądze, paszport i bilety na ziemię, wszystko się rozsypało w tłumie, a biedna służąca musiała zbierać. Przez oszczędność nie kupiła Olunia biletu dla biednego pieska i kazała go schować służącej pod płaszczem. Naturalnie, kiedy przyjechała do Paryża, przyłapali ją i urzędnik żądał biletu, więc Olunia ze złości chciała go uderzyć. Prowadzili ją po różnych biurach i administracjach, wreszcie po zapłaceniu grubych pieniędzy puścili ją. Olunia wiozła mnóstwo papierosów, które jej ktoś na szczęście ukradł przed granicą francuską, bo byłaby musiała zapłacić ze 2.000 franków kary, gdyby ją byli przyłapali.

Wreszcie kiedy zajechała do pracowni była w takim usposobieniu, że chciała pracownię spalić.

Coby się było stało, gdyby była jechała sama, a nie ze służącą przytomną.

Naturalnie proszę Cię bardzo, nie pisz do niej, że wiesz o tych wszystkich awanturach. Ona myśli, że ja o niczym nie wiem.

Nr 63

Iza do Julii.

30 listopada 1931.

...Olunia zdrowa, nie ma śladu egzemy na twarzy. Widuję ją w niedzielę w restauracji, ale do niej nie chodzę, ażeby uniknąć scen, kwasów i sprzeczek.

Nr 64

Iza do Julii.

Paryż, 12. lutego 1932.

Tutaj podczas pobytu Oluni w Krakowie, zniknął z jej pracowni jeden z najpiękniejszych jej portretów. Naturalnie wymówki i podejrzenia na mnie spadają.

Panna Kulaszyńska, która w lecie malowała w pracowni Oluni, zostawiała drzwi wchodowe szeroko otwarte, aby było chłodniej, więc może bardzo być, że się ktoś wśliznął i zabrał portret. Przy tym przyjmowała w pracowni bez mojej wiedzy, różnych Polaków, których poznała w kawiarni, bardzo być może, że któryś z nich ukradł portret, który nie był zbyt duży.

Nr 65

Paryż, 22. września 1932.

...Olunia zdrowa, ale schudła bardzo. Teraz nikt obrazów nie kupuje, bo bieda ogólna...

Nr 66

Iza do Julii.    

Paryż, 17. listopada 1932.

Droga Julciu!

Dziękuję Ci za kartkę, którą dzisiaj w rocznicę śmierci Mamy otrzymałam. Jestem mocno zmartwiona, bo Olunię tak ludzie wyzyskują, że prawdopodobnie wpadnie w nędzę. Wiem od jednej pani, która pozuje u niej, że drzwi pracowni się nie zamykają od proszących o pieniądze. A te wszystkie osoby (oprócz dwóch) zarabiają na życie, są elegancko ubrane, podczas kiedy Olunia chodzi ubrana jak stróżka i oszczędza na jedzeniu. Jedna z tych złodziejek w bardzo pięknym futrze chodzi co dzień do restauracji i każe sobie podać porządny obiad na rachunek Oluni. Olunia płaci, bo nie śmie odmówić, a ma już bardzo mało pieniędzy. Będzie musiała napisać do p. Chmielarczyka.

Nr 67

Iza do p. Chmielarczyka.

Paryż, 25. listopada 1932.

Łaskawy Panie, dowiedziawszy się niedawno, że nasi lokatorowie nie płacą za mieszkanie, korzystając z kryzysu finansowego. Czy nie możnaby pozbyć się tych lokatorów, tak jak to Łaskawy Pan bardzo słusznie uczynił z p. M.... Trudno, abyśmy, Olunia i ja wpadły w nędzę dlatego, że lokatorowie wolą czynszu nie płacić. Tutaj, kiedy urzędnik albo robotnik straci miejsce, rząd francuski płaci jego mieszkanie, ażeby właściciel nie był pokrzywdzony.

Olunia niestety, rozdaje pieniądze na wszystkie strony i to takim ludziom, którzy na to nie zasługują i nie są prawdziwie w biedzie. Co do obrazów, jakie maluje, wszystkie, bez wyjątku są już z góry darowane. Mam jeszcze w banku, te dwa tysiące franków, które przez kilka lat, z wielkim trudem oszczędziłam dla Oluni, ale jej tych pieniędzy do ręki nie dam, bo by jej ludzie zaraz zabrali. Tylko wtenczas jej dam, jak już nie będzie miała za co pracownię zapłacić.

Na jedną rzecz tylko nie zgodzę się nigdy i podpisu swojego nie dam, to jest na zaciągnięcie pożyczki na naszym domie, bo by nas to za daleko zaprowadziło, a nie mam ochoty umrzeć w nędzy, dlatego, że mam siostrę marnotrawną. Może jednak do tego nie dojdzie.

Nr 68

Iza do Julii.

Paryż, 21. grudnia 1932.

...U nas nic dobrego nie ma. Pan Chm. wprawdzie jeszcze mi posyła 1.000 fr ale ja biorę tylko 800 fr a reszta pójdzie dla Oluni. Olunia zawsze szczodra bardzo, tyle pieniędzy rozdała tym swoim przyjaciółkom złodziejkom, że dwa tygodnie temu, bliska była nędzy i tylko chlebem się żywiła. Ja miałam w banku dwa tysiące franków, grosz po groszu zaoszczędzonych przez kilka lat i które były przeznaczone na czarną godzinę i na moją podróż do Krakowa, bo mam stały zamiar być w Krakowie raz jeszcze przed śmiercią. Widząc Olunię w takiej biedzie, dałam te pieniądze pannie Urbańskiej i prosiłam ją, ażeby kupiła obraz od Oluni soit disant dla bogatych krewnych, których ma w Warszawie. Ona jest przypadkiem uczciwa, więc to uczyniła.

Naturalnie Olunia nie wie, że to ja kupiłam jej obraz i nigdy o tym wiedzieć nie powinna.

Z tej sumy rozdała już paręset franków dla złodziejek. Przy tym ma czynsz do zapłacenia i podatki i mnóstwo innych wydatków, więc jej prawie nic nie zostanie na życie. Co mnie także niepokoi, to to, że przychodzą do niej często po prośbie różni nieznajomi Moskale żebracy, a ponieważ drzwi od pracowni są zawsze otwarte, wchodzą do niej wszyscy jak im się podoba. Nie dziwiłabym się, gdyby ją kiedyś zamordowano. Prosiłam i błagałam, aby drzwi zamykała, ale naturalnie na darmo. Ja jestem zdrowa, tylko moralnie niezmiernie zmęczona tą ciągłą walką bez rezultatu. Życzę bardzo, ażeby jak najprędzej wyjechała ona do Krakowa. Prawdziwe szczęście by było, gdyby ktoś zamówił portret w Krakowie.

Nr 69

Iza do Julii.

Paryż, 18. stycznia 1933.

Droga Juleczko!

Dziękuję Ci za życzenia noworoczne i pragnę bardzo ażeby ten rok był dla Ciebie o ile możności szczęśliwym. Czy masz lekcje teraz i czy niebardzo Ci ciężko żyć w obecnych warunkach? Często myślę o Tobie i takbym pragnęła, ażeby Ci było jak najlepiej na świecie. Olunia mizernie wygląda i przygnębiona jest bardzo. Przypuszczam, że zapomniała do Ciebie napisać na Święta, bo pamięć ma bardzo słabą. Pan Chm. przysłał jej resztę pieniędzy, jakie miała w Krakowie, ale to jej na długo nie wystarczy, bo wydatki ma ogromne. Takbym pragnęła ażeby Tow. Sztuk Pięknych w Krakowie nabyło choćby jeden jej obraz, ale nie znam tam nikogo i nie wiem do kogo pisać.

Możeby pani Pieniążkowa, która ma liczne w Krakowie stosunki, mogłaby się tym zająć, ja jej nie znam, ale wiem, że jest bardzo dobra i do Oluni przywiązana. Mógłby także pan Sawa Pusłowski, wielki Oluni przyjaciel, zająć się tą sprawą. Dobrze by było, gdybyś, Juleczko mogła opowiadać Oluni przyjaciołom, przynajmniej tym, którzy jej mogą wpływem swoim pomóc, że Olunia jest w bardzo trudnym położeniu, bo i lokatorowie nie płacą i obrazów nikt nie kupuje.

Bardzo jestem tym wszystkim strapiona i nie wiem, jak się te troski skończą.

Nr 70

Iza do pana Chmielarczyka.

Paryż, 22. stycznia 1933.

...Za spis dochodów dziękuję. Z pieniędzy, które otrzymuję co miesiąc, biorę tylko 800 frcs dla siebie, a 200 frcs składam dla Oluni, bo mnie o to prosiła. Olunia bardzo jest mizerna, zmartwiona tym, że lokatorowie nie płacą. Żyjemy teraz obie w biedzie. Czy to długo będzie trwało? Ja mam mniejsze wydatki, ale Olunia bardzo cierpi z tego stanu rzeczy.

Nr 71

Iza do Julii.

Paryż, 16. lutego 1933.

Olunia niedawno zaczęła malować kwiaty przeznaczone na wysłanie do Krakowa. Naturalnie potrwa to jakiś czas zanim skończy, bo się nie spieszy. Nie wiem jaką drogą wyśle ten obraz do Krakowa, prawdopodobnie przez okazję, bo z płaceniem cła mowy być nie może. Ja się tą sprawą zająć nie mogę, bo nie dawno zabroniła zajmować się jej sprawami. Nawet kiedy chodzę do niej udaję, że jej obrazów nie widzę. Tymczasem ludzie nie przestali jej ograbiać, niedawno panna W., którą znam z Krakowa znów przemocą jej zabrała 240 fr. Olunia się broniła jak mogła, gniewała się, nic nie pomogło, tamta tak natarczywie nalegała, że w końcu jej Olunia dała te pieniądze. Nasza kuzynka p. Mordant także Olunię uważa za swojego bankiera i bardzo często posyła do niej córkę, która... razem dostaje 100 franków. W takich warunkach Olunia nie będzie mogła zostać w Paryżu, bo sama zejdzie na dziady. Pytasz mi się Juleczko, czy dostałam w tym miesiącu pieniądze z Krakowa, co mnie bardzo zaniepokoiło, naturalnie, dostałam, ale czyby p. C. miał zamiar nie przysyłać mi więcej dochodu częściowego z domu.

Nr 72

Iza do Julii.

Paryż, 1. kwietnia 1933.

...Co do obrazu Oluni, na razie nie mam zamiaru go sprzedać, bo teraz prawie nic nie płacą. Lepiej, abyś nic o tym nie mówiła panu Ch.... a ja niżej 700 zł bym go nie dała. Naturalnie, ani grosza bym z tych pieniędzy dla siebie nie wzięła, ale kupiłabym natychmiast drugi obraz Oluni, za tę samą cenę. Obraz jest u mnie schowany, tak że go nikt nie może widzieć...

...Olunia zdrowa na pozór, ale dziwnie obojętna się staje a względem mnie jak zawsze nieprzyjazną. "Ja myślę, że u niej mózg i serce drętwieją z powodu sklerozy. Olunia ma teraz u siebie papugę «Jacquot», którą jej powierzył jeden Amerykanin. «Jacquot» jest strasznie miły i zakochany w piesku, który mu zazdrości. «Jacquot» ma głos bardzo starego człowieka i woła «Bon jour Kiki» ale czasami się zapomina i woła «cochon». Mleko pije w łyżeczce, tak jak człowiek. Bardzo to jest śmieszne i miłe stworzenie...

Nr 73

Iza do Julii.

Paryż, 15. maja 1933.

...Zdziwiłam się, że p. W. napisała do p. Chm. list impertynencki. Powiedz proszę Cię p. Ch., że napisała do niego bez mojej wiedzy. Ja Julianku nie mogłabym się zajmować sprawdzaniem dochodów z wydatków domu, bo się nic a nic na tym nie znam. Zresztą Olunia nigdyby mi na to nie pozwoliła. Ona uważa siebie za właścicielkę domu, a mnie wolno tylko żyć z dochodu, ale trzymana jestem na uboczu, jak zupełnie obca osoba. Nie wiem, czym zasłużyłam na podobny ostracyzm. Doprawdy z wszystkich wad ludzkich najwstrętniejszy jest despotyzm. Już od 2 tygodni nie widziałam Oluni, bo moja obecność nawet kiedy nic nie mówię, irytuje ją bardzo i robi mi sceny na ulicy. Wyobraź Sobie, że przez te dwa tygodnie nie mówiłam z nikim ani słowa, bo mnie nikt nie odwiedził.

...Co mnie trapi bardzo to to, że nie wiem czy Olunia ma z czego żyć, a ja dla niej oszczędziłam tysiąc franków od 1-go stycznia i mam zamiar kupić znowu obraz, ale muszę znaleźć jaką uczciwą osobę, która uda, że to ona kupuje. Olunia nigdyby nie przyjęła, gdybym jej te pieniądze chciała dać. Trudno jest z nią żyć.

Nr 74

Iza do Julii.

17. czerwca 1933.

...Kupiłam obraz O. za tysiąc franków przez jedną panią, którą uważałam za uczciwą, wiem, że kupiła obraz za te pieniądze, ale mi go nie dała, nie wiem co się z tym obrazem stało. Ol. była w wielkiej biedzie, kiedy ja kupiłam ten obraz.

Nr 75

Iza do Julii.

Paryż, 15. września 1933.

...Olunia dobrze się nie ma, szczególnie umysłowo. Parę dni temu musiałam jej wyrwać z ręki 400 franków, które chciała podrzeć w kawałki, a które jej przyniosłam, wiedząc, że jest w biedzie. Ta suma jest dla mnie dużą i przedstawia beaucoup de privations.

Oluni napady wściekłości są po prostu przerażające. Pragnę bardzo, aby wyjechała do Krakowa na stałe, bo tutaj nie będzie mogła dłużej zostać sama. Kilka razy groziła, że obrazy i pracownię spali, a teraz wierzę, że mogłaby to uczynić.

Jej antypatia do mnie wzmogła się do tego stopnia, że sam widok mojej osoby ją szalenie rozdrażnia, nawet kiedy nic nie mówię. Ja myślę, że żaden doktór, by jej nie mógł wyleczyć, bo na uwiąd starczy (u niej przedwczesny) nie ma lekarstwa. Jej sytuacja nie jest wesoła, w mózgu ciemno, w kieszeni pusto, a otoczenie złodziejskie. Nie może to trwać dłużej, trzeba wymyśleć coś takiego, co ją zmusi do wyjazdu do Krakowa. Naturalnie, sama by nie mogła jechać, ale znajdzie się zawsze ktoś z Polaków jadących do Polski, któryby się nią zaopiekował. Smutno mi Julianku, jeszcze więcej jak zwykle.

W dopisku.

Możesz ten list pokazać p. Chmiel, może on coś wymyśli.

Nr 76

Iza do Julii.

Paryż, 25. września 1933.

Droga Juleczko!

Dziękuję Ci bardzo serdecznie za list i odpisuję natychmiast. Panna W. która parę miesięcy temu odebrała większą sumę pieniędzy z Krakowa, oddała Oluni wszystko co była winna, 850 franków. Nie wiem czy od tego czasu znowu coś pożyczyła od Oluni. Ona jednak jest uczciwa, chociaż bardzo niedelikatna. Martwi mnie bardzo, że Olunia nie maluje kwiatów, na sprzedaż do Krakowa tylko portrety znajomych (a tour de bras) które rozdaje wspaniałomyślnie. Masz rację, że gdyby Olunia była w Krakowie, pozwoliłaby lokatorom nie płacić, mybyśmy wpadły w ostateczną nędzę. Ta wspaniałomyślność Oluni strasznie mnie irytuje, ja doprawdy skąpa nie jestem i największym szczęściem dla mnie byłoby, rozdawać pieniądze biednym. Ale chcieć uchodzić za dobrodziejkę ludzkości, kiedy się grosza nie ma w kieszeni, to dowód megalomanii. Nie widziałam Oluni od tej okropnej sceny, jaką mi zrobiła, kiedy jej chciałam dać trochę pieniędzy.

Nie chcę jej widzieć, ażeby nie wzbudzać w niej tę gwałtowną antypatię, jaką ma teraz do mnie. Dlaczego mój Boże? Pytałam się jej dlaczego nie może już pisać wcale, ale mi nic nie odpowiedziała. Myślę, że to może początek paraliżu. Jednak malować jeszcze może.

Nr 77

Iza do p. Chmielarczyka.

Paryż, 28. września 1933.

Dowiedziałam się od p. Gradomskiej, że jedna z naszych lokatorek p. Grz.... od dwóch lat nie zapłaciła ani grosza za mieszkanie, twierdząc, że ją moja siostra upoważniła do niepłacenia. Ja się temu stanowczo sprzeciwiam, bo nasz dom nie jest zakładem dobroczynności i proszę najuprzejmiej łaskawego Pana, aby użył wszelkich sposobów legalnych, ażeby ta pani płaciła albo ażeby się wyniosła jeśli to możliwe.

Nr 78

Iza do Julii.

Paryż, 14. października 1933.

Droga Juleczko!

Przykro mi bardzo, że miałaś nieprzyjemności z powodu, że pisałam do p. Ch. ale on sam oddawna mnie zawiadomił, że p. G. nie płaci za mieszkanie. O Oluni nic nie wiem, bo jej przeszło miesiąc nie widziałam. I o niej nic nie słyszałam. Jeżeli nie ma pieniędzy, to jej wina. Nie mogę się mięszać do jej spraw, więc niech sama wyśle obraz do K. przez p. Wierzbicką, albo niech nie wyśle, mnie to jest obojętne, dosyć się namartwiłam z jej powodu. Dziwię się, że p. C. toleruje takie zabawy z pracownią. Ściskam Cię Iza.

Ze złą wolą Oluni walczyć już nie będę.

Nr 79

Iza do Julii.

Paryż, 16 października 1933.

Dałam dzisiaj jednej pani Francuzce bardzo uczciwej i honorowej 600 franków, ażeby kupiła jakiś mały obraz Oluni. Wiem że Cię to interesuje, więc Ci to piszę. Przyrzekła mi ta pani, że jutro tę sprawę załatwi, więc Olunia będzie miała na życie i opał przez parę tygodni, co mnie bardzo pocieszyło, o ile nie rozda tych pieniędzy złodziejkom przyjaciółkom...

Nr 80

Iza do p. Chmielarczyka.

Paryż, d. 22. X. 1933.

Łaskawy Panie!

Wiedząc, że moja siostra jest teraz w wielkiej biedzie, kupiłam jej obrazek za 600 fr (co miesiąc odkładam dla niej 200 fr). Obrazek ten nieduży, ale bardzo ładny, przedstawia kwiaty, anemony czerwone. Czyby w Krakowie nie znalazł się ktoś taki, któryby ten obrazek chciał kupić, za tę samą cenę (600 fr). Naturalnie, Olunia nie ma pojęcia, że to ja ten obraz nabyłam, użyłam pośrednictwa trzeciej osoby i licząc na dyskrecję Łaskawego Pana, ażeby się nigdy o tym nie dowiedziała. Mam * jeszcze dwa obrazy jej, które w ten sam sposób kupiłam, ale są znacznie droższe. Robię co mogę, ażeby Oluni pomóc, niestety za wiele jest tutaj osób, które ją wyzyskują i zabierają jej pieniądze, których ma tak mało.

Gdybym musiała ten obrazek wysłać do Krakowa, starałabym się w polskim konsulacie, ażeby cła nie płacić.

Załączam ukłony i wyrazy szacunku dla Łaskawych Państwa i Ich rodziny

Iza Boznańska

Nr 81

Iza do Julii.

Paryż, 3. listopada 1933.

...U nas nic nowego. Olunia nie dobrze wygląda. Byłam u niej w niedzielę i widziałam jak pisała szybko i wyraźnie kartkę... więc nie rozumiem dlaczego do Ciebie nie pisze. Zdaje się, że pojęcie jakie ma, że pisać nie może, jest przewidzeniem chorego mózgu.

Depuis un an je lui ai achete pour 4.000 fr de tableaux, c'est un devoir, pas un merite de ma part. W styczniu zacznę znowu, ale teraz nic robić nie mogę...

Nr 82

Iza do Julii.

Paryż, 9. listopada 1933.

...O. chwała Bogu sprzedała obrazek za 700 franków, a jedna pani oddała jej 570 fr, które jej była winna. Cieszę się ogromnie.

Nr 83

Iza do Julii.

Paryż, 30. listopada 1933.

...U nas tu bardzo jest zimno. Oluni przez jakiś czas nie widziałam,

bo byłam chora na grypę. Teraz już jestem zdrowa. Olunia ma teraz

trochę pieniędzy bo jej dwie osoby oddały część długów, ale jeszcze , i mnóstwo pieniędzy jej winni różni ludzie.

Najwięcej winna jest pani B...., rzeźbiarka, którą znasz, a która od tylu lat czerpie pieniądze z kieszeni Oluni, jak w banku, a z zasady nigdy nic nie oddaje, bo uważa, że artystów powinno utrzymywać społeczeństwo. Toteż wyprosili ją z restauracji, gdzie jadła na kredyt i gdzie jest winna około dwóch tysięcy franków. Dziwny wpływ ta pani wywiera na Olunię i wyłudza, co się podoba. Teraz jej się zachciało jechać do Włoch za eksprzyjacielem Włochem z którym tu mieszkała, ale nie ma pieniędzy na podróż, całe szczęście, że Olunia nie ma dosyć, ażeby jej dać od razu. Ten Włoch uciekł od p. B..., bo już miał dosyć tych amorów, zostawiając jej list i... parę butów, które w pośpiechu u niej zapomniał. — Obrazy, które kupiłam od Oluni, mam u siebie, ale schowane pod draperią, żeby nikt nie widział. Piesek kochany Kiki, zawsze jest mlekiem żywiony, co mnie bardzo martwi, bo ten piesek musi być wygłodzony, w niedzielę tylko dają mu w restauracji trochę kości z mięsem...

Nr 84

Iza do p. Chmielarczyka.

Paryż, 11. marca 1934.

Łaskawy Panie,

otrzymałam pieniądze wysłane z Krakowa, za które bardzo Łaskawemu Panu dziękuję. Olunia jest w bardzo przykrym stanie finansowym, więc musiałam jej znowu kupić obrazek (róże) za 500 fr. Pośredniczył mi tym razem Bailey, Amerykanin, sąsiad Oluni i poczciwy człowiek, chciałabym posłać parę tych obrazów do Krakowa.

Nr 85

Iza do Julii.

Paryż, 13. marca 1934.

Droga Juleczko!

Dziękuję Ci za kartkę i za to, że mówiłaś p. C., że Olunia jest biedna. Naturalnie nie powiem tego Oluni. Byłam chora na silną grypę, teraz już gorączka prawie minęła i zaczynam trochę jeść. Olunia naturalnie nic o tym nie wie i nie potrzebuje wiedzieć. Jestem jeszcze osłabiona.

Musiałam znowu kupić obraz Oluni za 500 fr, ażeby ją wyratować z biedy. Pośredniczył mi p. Bailey, Amerykanin, sąsiad Oluni, uczciwy człowiek.

Nr 86

Iza do Julii.

Paryż, 23 marca 1934.

Droga Juleczko!

Dziękuję Ci za kartkę, bądź spokojna, nic Oluni nie powtórzę. Odkąd mnie posądziłaś, że powtarzam jej to co mi piszesz, nie wymówiłam ani razu Twojego nazwiska przed nią i tak będzie dalej, aż do końca. Chodzę do restauracji tylko raz na tydzień w niedzielę, ażeby spotkać Olunię, zresztą muszę ogromnie oszczędzać na życiu, odkąd jej obrazy kupuję. Od Nowego Roku wydałam dla niej już tysiąc franków, kupiwszy 2 obrazy po 500 fr. Jaka szkoda, że nie mogę tych obrazów (mam ich pięć) do Krakowa posłać, bo by się Olunia o tym dowiedziała.

Nr 87

Iza do Julii.

Paryż, 27. kwietnia 1934.

Droga Julciu!

U nas nic nowego, przynajmniej ja o niczym nie wiem. Olunię widziałam w zeszłą niedzielę, bardzo źle wyglądała. Co do tych obrazów z Poznania, nic zrobić nie mogę, na wszystko co mówię albo radzę, Olunia odpowiada zawsze «N i e» i to takim tonem, że dalszej dyskusji być nie może.

Spytam się p. Wierz, może ona coś o tym wie, bo jest konfidentką Oluni.

Nr 88

Iza do Julii.

Paryż, 15. maja 1934.

Droga Juleczko!

Posyłam Ci życzenia wszystkiego najlepszego na imieniny. Jestem bardzo ucieszona tym, że O. otrzymała nagrodę w Warszawie (Ouatorze mille francs). Oprócz tego sprzedała obraz także w Warszawie (deux mille cinącents frs) i dostała tysiąc franków z góry za portrecik jednej Amerykanki. Dobry to był miesiąc.

Nr 89

Iza do Julii.

Paryż, 16. maja 1934.

Droga Julciu!

Nie wiem, czy Olunia wybiera się nad morze, ale wątpię, bo ona morza bardzo nie lubi. Ja ubóstwiam morze, ale nigdybym z nią nie jechała, bo pomimo licznych wad jakie posiadam, na piekło jeszcze nie zasłużyłam.

O. kupiła sobie nowego pieska, który ma 6 tygodni, jeszcze go nie widziałam. Kiki zazdrosny.

Nr 90

Iza do Julii.

Paryż, 22. maja 1934.

Droga Julciu!

Widziałam wczoraj Olunię, mizerna jest i bardzo zirytowana tą plotką, którą ktoś wymyślił o wyjeździe jej nad morze. Ona nie ma i nigdy nie miała zamiaru jechać nad morze. Widziałam jej nowego pieska, bardzo milutki, czarny i zjada wszystko, co może złapać. Proszę Cię, Juleczko, jak zobaczysz p. Ch. powiedz mu, żeby składał pieniądze Oluni do Kasy Oszczędności na jej książeczkę, jabym ani grosza z tych pieniędzy nie wzięła dla siebie, bo to nie moje.

Nr 91

Pani Wanda Wysocka do radcy Chmielarczyka.

Paryż, dnia 17. października 1935 r.

Wielce Szanowny Panie Radco!

List Pana Radcy panna Olga dzisiaj otrzymała i bardzo serdecznie dziękuję. Za parę dni sama odpisze, ale ponieważ sprawy są nader pilne, więc tymczasem ja w jej imieniu parę kwestii poruszę.

Przede wszystkim chodzi o wyjazd p. Olgi do Krakowa. A więc na razie jest to niemożliwe. Przede wszystkim ze względów materialnych. Jak Panu Radcy wiadomo p. Olga oprócz tego, co jej Pan Radca przysyła jako dochód z domu, żadnych innych pieniędzy nie otrzymuje. Od dawna już nic nie sprzedaje, a tymczasem czynsz, opał i najkonieczniejsze wydatki opłacić trzeba. Jak Panu wiadomo, w tym miesiącu samo komorne wyniosło przeszło 1.000 fr, a żyć trzeba. Skąd więc można pomyśleć o podróży. Zresztą sprawa domu, który jest dla panny Olgi poza źródłem utrzymania, drogą pamiątką po rodzicach jest dla niej nad wyraz bolesną i nie myślę, że sama osobiście wobec tych Panów Radnych, którzy ją chcą z ostatniego mienia po prostu ograbić. Panna Olga chciałaby i potrafi się bronić. Z drugiej strony ma Pan Radca zupełną słuszność, że potrzeba by wziąć adwokata. Co jest po prostu niesłychane, że jeżeli już Gmina uznaje za prawomocny testament p. Izy, to dlaczego nie uznaje jej woli w całości. Przecież pierwsze słowa owego nieszczęsnego listu brzmią: «Ma chere Olunia, je te legue tout». A więc gmina do śmierci panny Olgi, nie powinna się tak tym domem zajmować. Po naradzie z Radcą Konsularnym, krakowianinem p. drem Kasparkiem zdecydowaliśmy, aby się zwrócić do jego dawnego współpracownika podobno zdolnego i bardzo porządnego człowieka dra. Tadeusza Miksiewicza, ul. Straszewskiego 21. Dr Kasparek sam do niego napisze, by mu polecić sprawę i osobę p. Olgi. Zanim by p. Olga posłała mu odpowiednie plenipotencje, możeby Pan Radca zechciał tę sprawę mu przedstawić i dowiedzieć się, co on radzi czy na ogół tzw. «testament» p. Izy obalić, czy tylko przedwczesne zapały Gminy Krakowa powstrzymać. Myślę, że w ostatecznym razie należałoby też trochę poruszyć i chyba ona stanęłaby po stronie wielkiej swej obywatelki. Mam nadzieję, że Pan Radca zechce tę sprawę rozważyć i swe zdanie mi zakomunikować. Myślę też, że Pan Radca miał już wizytę porucznika Godłowskiego, który wraz z pozdrowieniami p. Olgi miał Mu doręczyć bardzo piękne kwiaty, które parę miesięcy czekały na okazję.

Przy tej sposobności zwracam list adwokata do Pana Radcy. W tych sprawach p. Olga jest bezsilna. Ale sytuacja jest naprawdę straszna, że obecnie, kiedy trudno jej jest coś sprzedać po całym życiu pracy i poświęcenia dla drugich, nie może mieć kilku chwil bez trosk i kłopotów.

Panna Olga prosi mnie, aby zanim napisze, pozdrowić bardzo serdecznie oboje Państwa w jej imieniu, jak również itd.

Nr 92

Pani Strzemboszowa do radcy Chmielarczyka.

28. sierpnia 1937.
6 Quai d'Orleans, Paris IV.

Szanowny Panie!

Spieszę paru słowy uspokoić Go. List Jego pisany do panny Olgi w dniu 4 bm. doszedł do Jej wiadomości. Czytał go w mojej obecności p. Szymański pannie Oldze i wszystko zarządził podług rady Szanownego Pana. Jeżeli Szanowny Pan do tej pory nie otrzymał odpowiedzi, to dlatego, że w chwili obecnej panna Olga ma dosyć pieniędzy. Ponieważ nie jestem bynajmniej upoważnioną, by dać Szanownemu Panu odpowiedź względnie do reparacji w domu panny Olgi, więc poproszę Pana Radcy Jana Szymańskiego (Ambasada Polska w Paryżu, Rue de Talley¬rand no 1—3 VII. Arrondissement), by zechciał do Szanownego Pana o tym napisać. Pan Szymański radca Ambasady opiekuje się p. Olgą z całym poświęceniem i bezgranicznym oddaniem, to święty i niebywałej zacności człowiek. Niech więc Szanowny Pan czeka spokojnie.

Wyrazy szacunku i uprzejme ukłony łączę

z Kraszewskich Strzemboszowa

Nr 93

JWielmożny Pan
Edward Chmielarczyk
Kraków,
Lenartowicza nr 9.

Wielce Szanowny Panie!

Niniejszym mamy zaszczyt zawiadomić Pana, że ukonstytuował się Komitet Opieki nad Olgą Boznańską, którego zadaniem będzie opieka nad wielką artystką w Paryżu i ułatwienie korzystania przez nią z dochodów, jakie się jej z Polski należą.

Komitet pracuje w ścisłym porozumieniu z Wydziałem Sztuki M. W. R. i O. P. oraz z Wydziałem Prasowym M. S. Z.

Będąc w posiadaniu listu Szanownego Pana do p. doktora Przypkowskiego, prosimy o łaskawe podanie nam do kogo Pan zwracał się o pozwolenie wysyłania pieniędzy p. Oldze, a sprawa ta będzie natychmiast załatwiona, gdyż mamy konkretne przyrzeczenie Komisji Dewizowej, co do stałej wysyłki pieniędzy dla Boznańskiej.

Warszawa, dnia 14 grudnia 1937.

Zofia Arciszewska
Ludwika Krasowska Nitschowa
Romana Dalborowa
Halina Matuszewska
Maja Berezowska
Zofia Pruszkowska

Nr 94

Brulion listu radcy Chmielarczyka do p. Zofii Arciszewskiej, przewodniczącej Komitetu Pomocy Olgi Boznańskiej.

List Łask. Pani zastał mnie po moim przyjeździe i natychmiast na niego odpisuję i odpowiadam na zawarte w nim pytania. Jak dawno są zarządzenia w sprawie przekazywania pieniędzy za granicę, zawsze cjotąd na moje podania Komisja Dewizowa udzielała mi pozwolenia na wysyłanie pien, p. Oldze na jeden rok — dopiero na podanie z maja 37 udzielono tylko na 3 miesiące tj. na VI, VII i VIII, zaś ostatnio w XII 37 udzielono na 6 miesięcy. Najgorszą rzeczą w tym jest to, że p. Olga czy nie chce, czy też zapomina iść do konsulatu w Paryżu, aby Jej wystawiono poświadczenie, że potrzebuje pien, z Polski na swe utrzymanie w Paryżu. Na moje 4 listy do p. Olgi, 1 list do p. Strzęboszowej, jeden do p. radcy Szymańskiego przez 3 miesiące nie mogłem wykołatać z Paryża tego poświadczenia od p. Olgi przez co mimo, że Ona pisała do mnie po pien. nie mogłem jej nic wysłać, oprócz kartki z prośbą, o pofatygowanie się do konsulatu polsk. o poświadczenie. W tym leży więc cała moja prośba, aby Łask. i Szan. Panie mogły w Komisji Dewizowej to zrobić, aby uwolnić p. Olgę B. od przesyłania poświadczeń z konsulatu, abym dostał stałe pozwolenie na przekazywanie np. rocznie 4.000 zł do 4.500 zł, gdyż nie w każdym miesiącu są równe dochody z domu, z po¬wodu niepłacenia przez lokatorów czynszu, wysokich podatków i adaptacji w domu. Nie wiem czy która z Szan. Pań zna dom p. Olgi? Jest to jednopiętrowy stary dom, bez komfortu, bez przedpokoju, bez łazienek, bez parkietów itd., nic więc dziwnego, że w takim domu mieszka sfera uboższa, ale za to mająca wielkie pretensje. W zeszłym roku wyszła ustawa o zobowiązaniach. W tej ustawie powiedziano, że właściciele obowiązani są na wszystkie adaptacje podłóg, pieców, drzwi, okien malowania itd. Otóż lokatorzy, którzy nawiasem mówiąc b. tanio mieszkają, porozumieli się ze sobą i regularnie co miesiąc jeden lub 2 pisze do mnie listy z wezwaniem! do natychmiastowego dania takich lub innych naprawek, pod rygorem do 8 dni, gdyż w przeciwnym razie lokator da to zrobić na koszt i ryzyko właścicielki. Skarżyłem, ale przegrałem kilka procesów. Z wykazu, który pewnie p. Tad. Przypkowski oddał Paniom, mogą Panie wywnioskować, że pieniądze przez trzy ostatnie miesiące wydałem właśnie na te adaptacje, gdyż staram się załatwić wszystko jak najtaniej, pod własnym dozorem, we włas. regie. Mam b. wielkie kłopoty z lokatorami, ale' czynię to dlatego chętnie, bo rodzina moja i p. Olgi jest zaprzyjaźniona od przeszło 50 lat tj. od roku 1885. Gdy było łatwiej z administr. robiłem to bezinteresownie, dopiero w tym roku na koszta porta i inne wydatki zgodziła się p. Olga na wydatki 30 zł miesięcznie. Ja to Łask. Paniom napisałem, znam p. Olunię b. dawno, żyjemy w zażyłych stosunkach, znam dobrze jej usposobienie (chociaż podobno b. teraz zdziwaczała w ubiorze) — to jednak chcę Paniom dać taką przyjacielską radę, by przypadkowo p. Olga nie dowiedziała się o jakiejś akcji komitetu, gdyż już zrażona innymi warszawskimi artykułami gazeciarskimi do reszty straci chęć powrotu do kraju. Zechcą więc Sz. Panie przyjąć moją przestrogę do serca i w sposób obmyślany dobrze, iść Jej z pomocą, co do której parę razy do mnie napisała, że nie chce być pod niczyją kontrolą i opieką. Przy jej skromnym życiu 300—350 zł miesięcznie, zarabiając jeszcze portretami (jak sama pisała) zdaje mi się, że nie jest za mało. W każdym razie prosiłbym Sz. Panie o zawiadomienie mnie o kierunku w jakim akcje Panie poprowadzą. Kończąc przesyłam wyrazy mego...

P. S. W Krakowie w mieszkaniu p. Olgi przy ul. Piłsudskiego 21 mieszka obecnie przyjaciółka p. Olgi p. Julia Gradomska, z którą w każdej sprawie konferuję.

Nr 95

Pismo p. Jana Szymańskiego z Paryża do radcy Chmielarczyka.

Paryż, 15. stycznia 1939 r.

...Poniższe me uwagi dot. p. Olgi Boznańskiej pragnąłbym w poczuciu mego obowiązku przedłożyć Wielce Łaskawemu Panu z całą otwartością i szczerością, ale zarazem z tą serdeczną prośbą, ażeby Wielce Łaskawy Pan raczył je przyjąć raczej może tylko do osobistej wiadomości.

Oczywista, że każda kulturalna jednostka zasługuje chyba niewątpliwie na to, by Wielce Łaskawy Pan raczył może podzielić się z nią skreślonymi przeze mnie poniżej uwagami moimi dot. p. Olgi Boznańskiej.

Pragnąłbym jedynie może poprosić Wielce Łaskawego Pana właśnie z uwagi na to, że mowa tu będzie o p. Oldze Boznańskiej, ażeby niepowołane jednostki, żądne jakichkolwiek sensacji, nie mogły wykorzystywać ewtl. odnośnych danych.

Stosunek mój osobisty, najzupełniej prywatny, jaki mnie łączy z p. Olgą Boznańską, nakłada na mnie, w moim zrozumieniu, szczególnie obowiązek może, by nie narażać w ogóle p. Olgi Boznańskiej na najdrobniejszą choćby tylko niedelikatność, a z drugiej strony udzielić Wielce Łaskawemu Panu wszelkich o p. Oldze Boznańskiej informacji, choćby one miały być przykre, smutne, bolesne czy nawet tragiczne.

Czynię to w poczuciu obowiązku mego wobec Wielce Łaskawego Pana, ponieważ wiem, jak wielką miłością, jak wielkim sercem p. Olga Boznańska otacza zawsze Wielce Łaskawego Pana, Wielce Łaskawą Panią i wszystkich Im bliskich.

W tej myśli ośmielam się podać do wiadomości Wielce Łaskawego Pana co następuje:

P. Olga Boznańska jest niewątpliwie — co najmniej na tle moich długoletnich obserwacji naturą dwoistą, jest:

1. artystką,
2. jest tylko człowiekiem i tylko człowiekiem

1. P. Olga Boznańska jako artystka jest niewątpliwie w pełni swych władz fizycznych, umysłowych, moralnych, Swego ducha, Swego artyzmu.

Z chwilą, gdy do ręki Swej bierze paletę czy pędzel, a raczej pędzle uwidacznia się — powiedziałbym momentalnie — najzupełniej sza u p. Olgi Boznańskiej równowaga, niczym po prostu niezmącony spokój nerwowy, jasność myśli, jakaś niewyczerpana siła pracy, pracy wola i umiłowanie, staje się p. Olga Boznańska, JEST p. Olga Boznańska naturalną, żywą, interesującą, spokojną, rozumną, miłą i każdemu bliską.

Są też to momenty najmilsze w tutejszym obecnym życiu p. Olgi Boznańskiej.

P. Olga Boznańska czuje to, zdaje sobie z tego sprawę, pożąda tych chwil jakoby podświadomie, bo one dla Niej wielkim ukojeniem.

P. Olga Boznańska jest natenczas, by za lat dawnych taką samą, jak Wielce Łaskawy Pan Ją w Krakowie jeszcze widywał.

Nie zmieniła się chyba w ogóle.

Jest zawsze tą samą.

Jest sobą.

2. P. Olga Boznańska jako człowiek zmieniła się chyba ogromnie. Zmieniła się tak bardzo, że Wielce Łaskawy Pan, by Jej może nie poznał, nie poznawał.

Jest w p. Oldze Boznańskiej tyle bólu, tyle cierpienia, tyle smutku, jest życiem już tak wyczerpana, żyje w tak powiedziałbym ciężkich warunkach, jest taką autokratką, tak bezwzględną, że nie wiadomo zupełnie, jakby to można stworzyć choć najnormalniejsze warunki Jej tutejszego bytowania.

P. Olga Boznańska — to jedna dziś już wielka życia tragedia.

Różne są tego przyczyny.

Spośród tych przyczyn byłyby — zdaniem moim — następujące przy¬czynami najważniejszymi:

1. śmierć śp. Izy, siostry p. Olgi Boznańskiej,
2. postępująca już od dłuższego czasu u p. Olgi Boznańskiej skleroza,
3. odosobnienie.

Śmierć śp. Izi Boznańskiej zastraszające wprost wywołała skutki na stan psychiczny p. Olgi Boznańskiej. Widok zmarłej Siostry, w Jej mieszkaniu 7 rue Mayet w Paryżu VI-tym, w kilka dni po śmierci, w okolicznościach zastraszających, a w szczególności widok trupa w trumnie w kostnicy, tuż przed zamknięciem trumny, już nie wstrząsnęły, lecz zniszczyły wszelką podstawę równowagi stanu psychicznego u p. Olgi Boznańskiej.

P. Olga Boznańska usunąć kazała wszystkich z kostnicy. Zwróciła się do mnie z prośbą, tuż przed zamknięciem trumny, by raz jeszcze spojrzeć na siostrę. Uchyliłem całun śmiertelny. Izia była całkiem naga. Trucizna zjadła oczy, nos, uszy, piersi, żywot. Izia była jak węgiel zczerniała. Krzyknęła p. Olga w bólu: «To Murzynka jakaś — to przecież nie jest moja Izia».

P. Olga Boznańska straciła odtąd nieledwie zupełnie pamięć.

W ciągu przedługich wieczornych, nocnych godzin, spędzanych w pracowni p. Olgi Boznańskiej, p. Olga Boznańska przeciągle do tego powraca. Przeciągle wznawiana rana Jej serce krwawi.

To cierpienie p. Olgi Boznańskiej jest tak żywe, tak głębokie, że ono stało się już towarzyszem doli-niedoli p. Olgi Boznańskiej do schyłku Jej życia.

Cierpienie to jest też przyczyną, jedną z przyczyn, że p. Olga Boznańska — a przeciągle mi to, gdy sami jesteśmy, powtarza — już nie ma po prostu sił, by w takich warunkach wracać po dziś dzień do ukochanego Swego Krakowa, do Swego Domku przy Wolskiej: «Boże — mawia natenczas p. Olga Boznańska — co bym ja miała tam robić, już bez Ojca, bez Matki, bez Izi, po tym strasznym Jej samobójstwie, tam, w tym moim domku, gdzie każda najdrobniejsza rzecz tak serdeczną dla mnie pamiątką, tam, gdzie dziś tak straszna wieje pustka, w tym Krakowie, gdzie na każdym kroku ludziska dopytywać mnie się będą o Izię, a tym samym przeciągle mi ranić będą tylko me serce».

Od długich już lat widoczne są u p. Olgi Boznańskiej skutki sklerozy. Już mózg nie pracuje normalnie.

Na tym tle różne powstają u p. Olgi Boznańskiej zjawy, nieskoordynowane myśli, uwidzenia, urojenia.

To Francuzi chcą Ją rzekomo wydalać z Francji.

To znowu Polacy przemocą i podstępem wywieźć do Krakowa.

Dziś żali się p. Olga Boznańska na to, że pod Jej pracownią (a mieszka na pierwszym piętrze) zbudowano podziemne lochy, do których spędza się z całego Paryża psy, miażdżone następnie za pomocą «piekielnej maszyny» x).

Kiedy indziej, posądza niezmiernej uczciwości 63-letnią, mimo to bardzo zdrową fizycznie, a zupełnie p. Oldze Boznańskiej oddaną, służącą, p. Władysławę Konopińską, zamieszkałą 16 bis Impasse Sous-Pres w Arcueil departament Seine, że kobierce ukradła. Kobierce — chodniki. Jeszcze krakowskie. Sam przed laty je w pracowni p. Olgi Boznańskiej widziałem, gdy pozostawały już same ich strzępy, które papuga, dziś usunięta, psy, a dziś piesek «Kwikwi» czy dziesiątki hodowanych przez p. Olgę Boznańską myszek je zupełnie rozniosły.

Otóż jednym z tych urojeń, z tych uwidzeń, to samoistny p. Olgi Boznańskiej wymysł, jakoby Wielce Łaskawy Pan kazał rzekomo w domku przy Wolskiej przerobić wielkie okna, na okna małe.

W związku z skierowanymi przez Wielce Łaskawego Pana w tej sprawie ostatnio do p. Olgi Boznańskiej listami, nalegałem wobec p. Olgi Boznańskiej, by przecież nie czyniła Wielce Łaskawemu Panu podobnych przykrości i powiedziała mi, kto Jej o tym donosi, natenczas p. Olga

*) Już w czasie druku niniejszej pracy otrzymałam list od dra Tadeusza Przypkowskiego, znanego historyka sztuki (z datą 29. XI. 1948), który podaje swe wspomnienia z r. 1930, kiedy pozował w Paryżu Oldze Boznańskiej do portretu, pisze m. in. «...było uroczo i miło i z rozrzewnieniem w r. 1946 poszliśmy zobaczyć co się dzieje w jej pracowni na Montparnassie, bardzo zmartwieni w rezultacie wizyty, gdyż pracownię jej zajęła stacja wiwisekcji zwierząt, z czym ona tyle lat walczyła".

Przewidywania Boznańskiej i trapiące ją za życia myśli, znalazły swe urzeczywistnienie, choć dopiero po jej zgonie.

Boznańska się namyśliła długą chwilę, aż w końcu padły słowa: «Tego mi nikt nie pisał przecież, to mój wymysł, przecież ja jestem chora».

Niemniej tak ta sprawa, jak wszelkie inne, i podobne ciągle się powtarzają, ciągle się ponawiają.

To już skutki sklerozy.

Proszę więc uprzejmie Wielce Łaskawego Pana, by nie przywiązywał do sprawy okien, rzekomo przerobionych, zbyt wielkiej wagi.

Trzecią i ostatnią przyczyną, wpływającą ujemnie na stan psychiczny p. Olgi Boznańskiej, to Jej wielkie odosobnienie.

Spośród Jej znajomych liczni są wszakże ci, co na stałe już do kraju powrócili. Inni znowu umarli.

Dawni, a tym samym bliżsi znajomi, żyjący jeszcze w Paryżu, jak np.

1.       P. Baronowa Trutschlowa rodem z Ukrainy, przebywająca w Paryżu od 1904 r., zamieszkała przy place de Trocadero, jest zupełnie sparaliżowana.

2.    P. Stanisława Maria Strzemboszowa, wdowa po ostatnim przedwojennym kustoszu Biblioteki Polskiej w Paryżu a wnuczka J. I. Kraszewskiego, zamieszkała w gmachu Biblioteki Polskiej 6 Quai d'Orleans w Paryżu IV-tym, już tak ma osłabiony wzrok, że lęka się wychodzić w ogóle z domu.

3.     P. Biegas, artysta rzeźbiarz, zamieszkały przy 6 rue Ferrandi w Pa¬ryżu VI-ty, znajomy p. Olgi Boznańskiej z czasów wspólnego pobytu w Monachium, w latach około 1892 do 1898, bardzo się już podstarzał. Ma i własne swoje troski, zaczem rzadko do p. Olgi Boznańskiej zachodzi.

Najczęściej zachodzą jeszcze po dziś dzień do p. Olgi Boznańskiej, p. Zofia Couret-Kulasińska, zamieszkała 16-bis rue du Saint-Gothard, w Paryżu XIV-tym oraz p. Wanda Wysocka, rue de Canettes, w Pa¬ryżu VI-ty.

Raz na miesiąc czy na 2 miesiące zachodzi jeszcze p. Stokowska z Opieki Polskiej przy rue Lebouteux w Paryżu XVII-tym, zamieszkała w Foyer Polonais, przy 13/15 rue Lamande w Paryżu XVlI-tym, raz na 6 miesięcy przychodzi p. Wierzbicka, zatrudniona również przy tejże Opiece i to w charakterze sekretarki Polskiej Stacji Lekarskiej.

Dorywczo, choć dość często, zachodzą w końcu inni jeszcze ziomkowie, którzy mniej są jednakowoż bliscy p. Oldze Boznańskiej.

Ważnym jest, że od dłuższego już czasu, dochodzi do p. Olgi Boznańskiej codziennie służąca p. Władysława Konopińska, zamieszkała przy 16 Impasse Sous-Pres w Arcueil, departament Seine. W zasadzie przychodzi ona codziennie około godziny 5-tej po południu i przebywa u p. Olgi Boznańskiej do północy. Czyni zakupy, przynosi jedzenie itp. Jest to kobieta 63-letnia, bezcennej uczciwości, która zaskarbiła sobie już zaufanie p. Olgi Boznańskiej.

Apetyt ma p. Olga Boznańska stosunkowo dobry. Tylko, że jada stosunkowo nieregularnie i raczej niczego ciepłego, a co najwyżej przy- grzanego. Najlepszy ma apetyt wieczorami około 6-tej. Lubi też wszystko co ostre i pieprzne. Lubi owoce.

Bez przerwy pali papierosy, i to nerwowo, namiętnie.

Od 2 lat nie wychodzi już p. Olga Boznańska z swej pracowni zupełnie.

Żyje jak Spartanka, jak ascetka.

Sądzę, że na podstawie powyższych uwag będzie Wielce Łaskawy Pan Radca, mógł sobie wytworzyć zbliżony stosunkowo do prawdy pogląd o p. Oldze Boznańskiej.

Ale do powyższych uwag śmiałbym dorzucić jeszcze następujące:

1. Najpiękniejsze chwile dla p. Olgi Boznańskiej to północ, godzina 1-sza, 2-ga czy bodaj nawet 3-cia nocą. W ostatnich miesiącach udaje się p. Olga Boznańska co prawda nieco rychlej na spoczynek. Ale i to nie zawsze.

Wśród tych długich godzin wieczornych i nocnych, gaszę na prośbę p. Olgi Boznańskiej światło elektryczne i zapalam lampę naftową. Światło jest spokojniejsze. Przy stoliku na krzesełku, na którym przesiadywał jeszcze śp. Ojciec p. Olgi, siedzi p. Olga Boznańska.

Myślą wybiega wtenczas zawsze do... Krakowa. Przechodzi wszystkimi ulicami, placami, wspomina o znajomych, mówi o zabytkach i powraca stale na Wolską.

Wspomina natenczas zawsze o tych, którzy sercu Jej bliscy. O «Mej Najdroższej Złotej Julci» o «p. Sawie Pusłowskim, Potockiego 10» o Wielce Łaskawym Panu Radcy, o Wielce Łaskawej Pani, o Ich Łaskawej Córce i Synie, wspomina te czasy, gdy ostatni byli dziećmi i pojąć nie może, że już tak wyrośli, że własne już mają dzieci.

Nie mam zaszczytu znać Wielce Łaskawego Pana Radcę, a jednakowoż mam zaszczyt go znać z przedługich, przeciągłych opowiadań p. Olgi Boznańskiej.

Pragnąłbym na tym miejscu zapewnić Wielce Łaskawego Pana Radcę o tym, ile pamięci, ile serca, ile serdecznych, a tak żywych zachowuje p. Olga Boznańska uczuć dla Wielce Łaskawego Pana Radcy, dla Czcigodnej Pani, dla całej Jego Rodziny.

Jeżeli teraz zachodzą wypadki drobnych nieporozumień, to ośmielam się poprosić niniejszym Wielce Łaskawego Pana Radcę, by przyjął to jako wyraz stanu psychicznego p. Olgi Boznańskiej.

Przechodzę raz jeszcze do sprawy przebudowanych rzekomo w domu p. Olgi Boznańskiej okien. Otóż pragnąłbym z całą szczerością i sumiennością stwierdzić, że nikt o tym z Krakowa p. Oldze Boznańskiej nie pisał, że nikt o tym w czasie ewtl. swego pobytu w Paryżu, p. Oldze nie wspominał.

Sprawa ta wyrosła niestety li tylko i wyłącznie na tle załamanych nerwów czy załamanego stanu psychicznego p. Olgi Boznańskiej.

Nie ma ona innego podkładu.

Zresztą po otrzymaniu uprzejmego listu, który Wielce Łaskawy Pan Radca raczył ostatnio w tej sprawie do mnie skierować, prosiłem p. Olgę Boznańską kilkakrotnie, by szczerze mi sprawę wyjaśniła.

Sama p. Olga Boznańska przyznała mi się, że nikt jej o tym nigdy nie pisał, że poruszając tę sprawę, pragnęła jedynie poprosić Wielce Łaskawego Pana o to, by z okazji remontu Jej domu, nie wprowadzano żadnych innowacji.

Celem wyjaśnienia jednakowoż zaznaczyłbym jeszcze, że w chwili nerwowego czy psychicznego wstrząsu, który ostatnio często u p. Olgi Boznańskiej się przejawia, p. Olga Boznańska powraca niestety m. in. również do sprawy przerobionych rzekomo w domu Jej okien. Ale to jest już niewątpliwie wyrazem po prostu stanu silnego podrażnienia czy wręcz choroby u p. Olgi Boznańskiej, lecz nie może być uważane jako świadomy, realny zarzut.

Wielce Łaskawy Pan Radca raczy wziąć pod uwagę, że na tego rodzaju przykrości — o których nie chciałbym dopiero wspominać — narażany jest niestety prawie każdy z nas, którzy mamy zaszczyt przebywać u p. Olgi Boznańskiej.

Toteż pozwalam sobie uprzejmie poprosić Wielce Łaskawego Pana, by nad sprawą okien — o których co prawda Łaskawa Pani J. Gradomska w skierowanym do Niej przez p. Olgę Boznańską, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, liście ponowną wyczytała wzmiankę, własnoręcznie przez p. Olgę Boznańską w chwili silnego napięcia nerwowego dopisaną, zechciał przejść do porządku dziennego.

Proszę łaskawie zrozumieć; p. Olga Boznańska jest chwilami chorą, nerwowo wyczerpaną, psychicznie załamaną.

Lecz gdy stan zdrowia Jej się poprawi, natenczas wytłumaczyć i wybaczyć nie może sobie p. Olga Boznańska, że mogła w ogóle swe żale...

Jan Szymański

Spisane w Paryżu pomiędzy 7-mym a 15-tym styczniem 1939 r.

Nr 96

P. Jan Szymański do radcy Chmielarczyka.

Paryż, dnia 14. lutego 1939 r.
4 Villa de Segur — VII-me.

Wielce Łaskawy Panie Radco!

Wielce Łaskawemu Panu Radcy pozwalam sobie potwierdzić odbiór Jego kartki z dnia 11 lutego 1939 r. oraz oryginalnego zawiadomienia Powszechnego Banku Związkowego w Polsce, datowanego z Krakowa, z dnia 10 lutego 1939 r., w związku z sprawą przyznania p. Oldze Boznańskiej prawa do otrzymywania z kraju tylko sumy 200.— zł, i to jedynie w ciągu 2 miesięcy.

Nie omieszkam skomunikować się niezwłocznie, z kompetentnymi czynnikami tu na miejscu, jak w szczególności w Warszawie, celem uzyskania dla p. Olgi Boznańskiej prawa do otrzymywania sumy 300,— zł w ciągu całego roku bieżącego, a nie tylko w ciągu najbliższych dwóch miesięcy.

O wyniku mych starań nie omieszkam powiadomić Wielce Łaskawego Pana Radcę.

Korzystam jednakowoż z okazji, by Wielce Łaskawemu Panu Radcy przesłać poniższe dane o sytuacji finansowej p. Olgi Boznańskiej w chwili obecnej.

P. Olga Boznańska otrzymuje — prócz stałych przesyłek a raczej przekazów pieniężnych, które Wielce Łaskawy Pan Radca w wyniku swej troski o p. Olgę Boznańską Jej nadsyła — jeszcze dalsze sumy.

W pierwszym rzędzie, należałoby mi na tym miejscu wymienić kwoty, wypłacane przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie z tytułu stałego nabywania przez Muzeum Narodowe w Warszawie poszczególnych obrazów p. Olgi Boznańskiej. Pośrednikiem w tych wypadkach jest p. Zygmunt Lubicz-Zaleski, delegat Min. W. R. i O. P. na Francję, zamieszkały przy 58 rue Boissiere, w Paryżu XVI-tym.

P. Zaleski zakupuje dane obrazy stale i płaci p. Oldze Boznańskiej należytość czekiem, ratami miesięcznymi, w wysokości po 850 franków francuskich.

Ostatnio, o ile mnie pamięć nie myli, zakupił p. Zaleski w miesiącu grudniu 1938 r. dwa dalsze obrazy p. Olgi Boznańskiej, a mianowicie portret panny Bałzukiewiczównej z Wilna, oraz wnętrze pracowni panny Olgi Boznańskiej w Krakowie.

Wymienione dwa obrazy zakupił p. Zaleski w cenie po 5.000 fr. fr.

Prócz danych sum sprzedała p. Olga Boznańska w ostatnim czasie pewną ilość obrazów jako to:

1. P. Stanisławowi Karze, b. konsulowi generalnemu R. P. w Paryżu, obecnie w Berlinie,
2. PP. Sośnickim,
3. PP. Domańskim,
4. PP. Januszewskim,
5. PP. Pelcom.

 Wymienieni jak powyżej, płacą p. Oldze Boznańskiej ratami miesięcznymi, pp. Januszewscy po 500 fr. fr., inni po 250 fr. fr. względnie (dot. pp. Pelców) po 300 fr. fr. miesięcznie.

W dniu 15-go stycznia 1939 r., o godzinie 2-giej po południu, wybrałem się na prośbę p. Juliusza Łukasiewicza, ambasadora R. P. we Francji, do p. Olgi Boznańskiej w towarzystwie p. Jana Lechonia, kierownika Wydziału Propagandy Literacko-Artystycznej przy Ambasadzie R. P., oraz p. Tadeusza Januszewskiego, kierownika Kasy Ambasady R. P., celem zakupienia w myśl prośby Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie obrazu p. Olgi Boznańskiej.

Wyżej wymienieni wybrali portret pisarza francuskiego p. Jourdain'a za cenę 7.215 fr. fr.

Z sumy tej wypłaciłem p. Oldze Boznańskiej kwotę 2.215 fr. fr., dalszą kwotę 1.000 fr. fr. wypłaciłem do rąk służącej p. Olgi Boznańskiej, p. Władysławy Konopińskiej, tytułem należności za dostarczone p. Oldze Boznańskiej pożywienie codzienne na okres od dnia 1-go stycznia do dnia 1-go marca 1939 r., licząc po 10 fr. fr. dziennie czyli razem 900 fr. fr., oraz 100 fr. fr. tytułem dopłaty za koszta przejazdu do p. Olgi Boznańskiej w ciągu tego kwartału.

Pozostałą resztę w wysokości 4.000 fr. fr., słownie czterech tysięcy franków francuskich, złożyłem osobiście w Banku «Polska Kasa Opieki», przy 23 rue Taitbout, w Paryżu IX-tym.

P. Pawlikiwicz, dyrektor Banku, oraz p. dr Różycki, prokurent Banku, z którymi szczegółowo sprawę otwarcia rachunku depozytowego p. Olgi Boznańskiej omówiłem, otworzyli rachunek depozytowy na nazwisko p. Olgi Boznańskiej.

Rachunek powyższy zapisany jest za numerem 50.718/B. i opiewa po dziś dzień na pełną sumę 4.000 fr. fr.

Do powyższego spowodowany byłem troską o możliwe zabezpieczenie gotówki p. Olgi Boznańskiej.

Sytuacja bowiem jest następująca:

P. Olga Boznańska jest niezmiernie imperatywna i żąda kategorycznie, ażeby wszelka gotówka, która Jej się należy, bezpośrednio Jej była do rąk wypłacaną.

Wszelkie prośby moje, by raczyła deponować swą większą gotówkę na własny swój rachunek w Banku « Polska Kasa Opieki» w Paryżu, kategorycznie p. Olga Boznańska odrzucała.

Zachowując zaś gotówkę u siebie, wytwarzała się zawsze sytuacja następująca:

1.         Ludzie niesumienni pożyczali, a nawet zabierali p. Oldze Boznańskiej gotówkę.

2.        P. Olga Boznańska ma przyzwyczajenie chowania gotówki po różnych pudełkach i pudełeczkach, chowanych po całej pracowni. W chwili faktycznego zapotrzebowania gotówki, nie można nigdy, a conajmniej w bardzo licznych wypadkach, pieniędzy odszukać.

 Wszystko to stwarza chwilami chaos, powoduje silne u p. Olgi Boznańskiej podrażnienie, lecz trudno tu pomóc p. Oldze Boznańskiej, gdyż tak jest w sprawie gotówki swej absolutną.

Pragnąłbym jeszcze na tym miejscu zaznaczyć, że w chwili obecnej posiada p. Olga Boznańska u siebie w swej pracowni conajmniej około 5.000 fr. fr., słownie pięć tysięcy franków francuskich.

Pozwalam sobie również jeszcze nadmienić, że rachunek depozytowy p. Olgi Boznańskiej, otworzony obecnie w Banku «Polska Kasa Opieki», pizy 23 rue Taitbout, w Paryżu IX-tym, za numerem 50.718/B., a wynoszący w chwili obecnej 4.000 fr. fr., słownie cztery tysiące franków francuskich, zdeponowanych na każdorazowe wypowiedzenie, oparty jest na poniższych podstawach:

1.         Książeczka depozytowa p. Olgi Boznańskiej zdeponowaną jest w Dyrekcji Banku.

Książeczka depozytowa p. Olgi B. nie znajduje się więc u p. Olgi, a to dlatego, ponieważ zachodzi uzasadniona — moim zdaniem — obawa, że książeczka ta mogłaby się u p. Olgi zawieruszyć, po prostu zaginąć.

2.       Jedyną osobą uprawnioną do odbierania gotówki z rachunku depozytowego p. Olgi Boznańskiej w Banku «Polska Kasa Opieki* w Paryżu jest służąca p. Olgi Boznańskiej, p. Władysława Konopińska, kobieta przeszło 60-letnia, oddana całą duszą p. Oldze Boznańskiej i niezmiernie uczciwa.

3.       W chwili zjawienia się służącej p. Olgi B. w Banku, po odbiór gotówki dla p. Olgi B., Dyrekcja Banku wypłaca jej gotówkę dopiero po uzyskaniu mej telefonicznej zgody na to.

4.    Duplikat upoważnienia, podpisany przez p. Olgę B. własnoręcznie a opiewający na nazwisko służącej p. Olgi B., przechowuję osobiście u siebie, w prywatnym moim mieszkaniu. Oryginał upoważnienia złożony jest w Dyrekcji Banku.

Poczuwałbym się jeszcze do obowiązku zaznaczyć, że p. Olga Boznańska sprzedała z okazji zeszłorocznej Międzynarodowej Wystawy Malarstwa i Rzeźby, tzw. Biennale w Wenecji, ogółem pięć obrazów, a mianowicie:

1. Portret p. Dygatowej,
2. Portret Dziewczyny-Włoszki,
3. Martwą Naturę,
4. Widok na ogród,
5. Kwiaty.

Uzyskana z sprzedaży danych obrazów suma wynosi według udzielonych mi przez p. prof. dra Mieczysława Tretera, komisarza generalnego Rządu Polskiego na tę wystawę oraz prezesa «Towarzystwa Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Obcych» z siedzibą w Warszawie, przy ul. Jasnej 8, m. 5, 21.000 fr. fr., słownie dwadzieścia jeden tysięcy franków francuskich.

Powyższa suma nie została dotychczas — na skutek istniejących również we Włoszech restrykcyj dewizowych — p. Oldze Boznańskiej przekazaną. Przekaz jej nastąpić może jedynie w drodze rozrachunkowej czyli tzw. «clearing».

Otóż suma ta przekazaną zostanie p. Oldze Boznańskiej przez p. Ro- molo Bazzoni, gen. dyrektora administracyjnego «XXI-szej Biennale w Wenecji» na rachunek depozytowy p. Olgi B. do banku « Polska Kasa Opieki» w Paryżu.

Szczegóły powyższe podaję w tym celu, ażeby Wielce Łaskawy Pan Radca mógł się zorientować w sytuacji finansowej p. Olgi Boznańskiej i mógł stwierdzić, że ta sytuacja p. Olgi B. przedstawia się nader korzystnie.

Kilka drobnych ośmielam się jeszcze dorzucić wiadomości. P. Olga Boznańska jest w ostatnim czasie spokojniejsza. Jest łagodniejsza. P. Olga B. odżywia się nieco lepiej. 2yje co prawda zawsze w warunkach wprost niedopuszczalnych pod względem czystości, stroju, higieny czy nawet estetyki.

O Wielce Łaskawym Panu Radcy oraz o Wielce Łaskawej Pani Rad- czyni przeciągle w długie wieczory wspomina i wspomnieniami tymi wprost żyje.

Przeciągle wspomina też o «swej najukochańszej Julci».

Wspomnienia niewątpliwie żywe, serdeczne dla p. Olgi Boznańskiej.

Wielce Łaskawy Pan Radca raczy...

P. S. P. Treter prosił mnie o wybranie jednego obrazu p. Olgi Boznańskiej, celem wysłania go dla Pawilonu Polskiego na Międzynarodowej Wystawie w Nowym Yorku w 1939 r. P. Olga B. wybrała portret p. Paris, filozofki, uczennicy profesora Bergsona i Lutosławskiego. Obraz z polecenia p. dra Tretera zabrał w poniedziałek, dnia 13-go lutego 1939 r. o godz. 2,30 po południu p. Valon, 32 Place St.-Georges, w Paryżu, i go wyśle do N. Y.

Zobacz część V