Olga Boznańska - Helena Blumówna 1949 r. - część II
3 lutego 2015

Olga Boznańska - Helena Blumówna 1949 r. - część II

W listach do Julii żali się Iza na zupełną obojętność siostry, a wtedy pomawia ją «że u niej mózg i serce drętwieją z powodu sklerozy». To znów opisuje gwałtowne sceny wściekłości, które potrafi Olga urządzić Izie nawet na ulicy. «...Jej antypatia do mnie wzmogła się do tego stopnia, że sam widok mojej osoby ją szalenie rozdrażnia, nawet kiedy nic nie mówię. Ja myślę, że żaden doktór, by jej nie mógł wyleczyć, bo na uwiąd starczy (u niej przedwczesny) nie ma lekarstwa. Jej sytuacja nie jest wesoła, w mózgu ciemno, w kieszeni pusto, a otoczenie złodziejskie. Nie może to trwać dłużej, trzeba wymyśleć coś takiego, co ją zmusi do wyjazdu do Krakowa».

Nawet wybuchy wściekłości pani Olgi należy wyrozumieć, gdy uzmysłowimy sobie fakt objawów histerii u Izy, jej nałogowe pijaństwo i narkomanię. Ale równocześnie wzrusza ona dowodami swej miłości i troski o zapewnienie Oldze pieniędzy, gdy znajdzie się ona w potrzebie. Niestety stan ten powtarza się dość często i Iza odejmuje sobie  od ust, by zaoszczędzić na kupno obrazu. Zakupy te czyni przez osoby trzecie, podstawione, ryzykując nawet, że może zostać oszukaną. Raz uproszona przez nią osoba wzięła pieniądze, zakupiła obraz u Olgi, ale go nie wydała Izie. Pani Iza natomiast, gdy sprzedała obraz Olgi obracała uzyskane pieniądze na ponowne kupno.

W otoczeniu Olgi pojawiali się wśród tylu ludzi także i tacy, którzy potrafili wyzyskać jej niezmierną dobroć, czułość na niedolę bliźniego, jak i też nieograniczoną łatwowierność. Na tym podłożu krąży całe mnóstwo plotek i historyjek, których tu nie zamierzam powtarzać, gdyż wiemy wszyscy, jak łatwo proste wydarzenie urasta często do rozmiarów legendy. Zważywszy to wszystko, oraz przeczytawszy uważnie listy Izy, należy odrzucić zbytnią jej egzaltację w opisywaniu wydarzeń, ustalić jednak można i przyjąć za prawdę pewne fakty, jak i też niewątpliwie trudne położenie finansowe Olgi.

Wiemy, że gościnność pani Olgi była wielka i że nie zamykała ona drzwi swej pracowni przed nikim, a zwłaszcza tymi, którzy potrzebowali pomocy i wsparcia. Opowiada się, że adres Olgi Boznańskiej sprzedawała sobie cyganeria artystyczna na Montparnassie, tak pewnym było, że udzieli ona pomocy. Niewątpliwie, wiele razy stawało się jej bezgraniczne zaufanie do ludzi powodem wyzysku, po prostu naciągania jej. Korzystali z tego przygodni, ale zapewne także w najbliższym jej otoczeniu paryskich «przyjaciół» znajdowali się niekiedy ludzie niegodni jej zaufania. Stojąca obok niej siostra, trzeźwym krytycznym wzrokiem spostrzegała to i dawała temu wyraz w listach do Julci Gradomskiej i do p. Chmielarczyka. Oczywiście, miała słuszny powód przejmować się tym, boleć nad krzywdą siostry, spowodowaną jej zbytnią łatwowiernością, tylko że reagowała ona w sposób zbyt gwałtowny, nieraz złośliwy, tak że tych, którzy żywią kult dla Olgi Boznańskiej, może ton Izy urazić. Iza nie dostrzegała wielkości serca Olgi, która z własną krzywdą robiła ludziom tylko dobrze.

W lutym 1932 r. pisze Iza do Julii: «...Tutaj podczas pobytu Oluni w Krakowie zniknął z jej pracowni jeden z najpiękniejszych jej portretów. Naturalnie wymówki i podejrzenia na mnie spadają. Panna Kulaszyńska, która w lecie malowała w pracowni Oluni, zostawiała drzwi wchodowe szeroko otwarte, aby było chłodniej, więc może bardzo być, że się ktoś wślizgnął i zabrał portret. Przy tym przyjmowała w pracowni bez mojej wiedzy różnych Polaków, których poznała w kawiarni, bardzo być może, że któryś z nich ukradł portret, który nie był zbyt duży».

Bardzo prawdopodobnie brzmią słowa listu do Julii z 17 listopada 1932 r.: «... Jestem mocno zmartwiona, bo Olunię tak ludzie wyzyskują, że prawdopodobnie wpadnie w nędzę. Wiem od jednej pani, która pozuje u niej, że drzwi pracowni się nie zamykają od proszących o pieniądze. A te wszystkie osoby (oprócz dwóch) zarabiają na życie, są elegancko ubrane, podczas kiedy Olunia chodzi ubrana jak stróżka i oszczędza na jedzeniu. Jedna z tych złodziejek w bardzo pięknym futrze chodzi co dzień do restauracji i każe sobie podać porządny obiad na rachunek Oluni. Olunia płaci, - nie śmie odmówić, a ma już bardzo mało pieniędzy. Będzie musiała napisać do p. Chm.».

Do p. Chmielarczyka pisze Iza w tym samym czasie (25 listopada 1932) prosząc oczywiście o pieniądze. «...Olunia niestety rozdaje pieniądze na wszystkie strony i to takim ludziom, którzy na to nie zasługują i nie są prawdziwie w biedzie. Co do obrazów, jakie maluje, wszystkie, bez wyjątku są już z góry darowane». W sposób sobie właściwy ustosunkowuje się Iza do tego «...a nie mam ochoty umrzeć w nędzy, dlatego, że mam siostrę marnotrawną». Co prawda, że te słowa można jej jeszcze wybaczyć, skoro są zwrócone do tak dobrego i dawnego przyjaciela.

Iza nie zawsze jest złośliwa, mimo wszystko szczerze kocha siostrę, co również p. Chmielarczyk podkreśla. Nie można też odmówić słuszności słowom Izy do Julii (grudzień 1932). «...Olunia zawsze szczodra bardzo, tyle pieniędzy rozdała tym swoim przyjaciółkom, że dwa tygodnie temu, bliska była nędzy i tylko chlebem się żywiła».

Wtedy zużyła Iza na zakup obrazu pieniądze, które odłożyła na wyjazd do Krakowa «...bo mam stały zamiar być w Krakowie raz jeszcze przed śmiercią». Ale cóż z tego kiedy «...Z tej sumy rozdała już parę set franków dla złodziejek. Przy tym ma czynsz do zapłacenia i podatki i mnóstwo innych wydatków, więc jej prawie nic nie zostanie na życie. Co mnie także niepokoi, to to, że przychodzą do niej często po prośbie, różni nieznajomi żebracy, a ponieważ drzwi od pracowni są zawsze otwarte, wchodzą do niej wszyscy, jak im się podoba. Nie dziwiłabym się, gdyby ją kiedyś zamordowano. Prosiłam i błagałam, aby drzwi zamykała, ale naturalnie na darmo. Ja jestem zdrowa, tylko moralnie niezmiernie zmęczona tą ciągłą walką bez rezultatu. Życzę bardzo, ażeby jak najprędzej wyjechała ona do Krakowa...».

Stan ten trwa oczywiście ciągle, daje wiele powodów do słów żalu i skargi. Stosunki , między obu siostrami stają się coraz to bardziej drażliwe. Nie nam rozsądzać i rozpatrywać lub przypisywać winę większą czy mniejszą pani Izie czy Oldze. Fakty posiadają swoją wymowę, wzruszają ludzkim cierpieniem. Wyjaśniają nam atmosferę, w której żyła i tworzyła Olga Boznańska.

Iza w swoim krytycznym stosunku do Olgi nie wie, że nie wszystkie jej sprawy wolno jej osądzać, np. «...Olunia niedawno zaczęła malować kwiaty przeznaczone na wysłanie do Krakowa. Naturalnie potrwa to jakiś czas zanim skończy, bo się nie spieszy». Pani Iza zapomniała, że proces powstania dzieła sztuki należy jedynie do artysty. Nic tedy dziwnego, że czytać musimy w liście do Julii w lutym 1933: «...Ja się tą sprawą» (tzn. cłem przy wysyłaniu obrazów do Krakowa) «zająć nie mogę, bo niedawno zabroniła zajmować się jej sprawami. Nawet kiedy chodzę do niej udaję, że jej obrazów nie widzę. Tymczasem ludzie nie przestali jej ograbiać... i tu ma Iza rację, gdy wylicza nazwiska tych, którzy wyzyskują szlachetność .i dobroć siostry, widzi już jak «...Ona sama zejdzie na dziady...».

Te dwie sprawy powtarzają się odtąd nieustannie w listach Izy do obu przyjaciół, Julii i p. Chmielarczyka. Iza żali się coraz bardziej na despotyzm Olgi, to znów pisze: «...Olunia zdrowa na pozór, ale dziwnie obojętna się staje, a względem mnie jak zawsze nieprzyjazna. Ja myślę, że u niej mózg i serce drętwieją z powodu sklerozy». Jednak Iza, która pisze, że «trudno z Olgą żyć», trapi się myślą «...nie wiem czy Olunia ma z czego żyć, a ja dla niej oszczędziłam tysiąc franków od 1-go stycznia i mam zamiar kupić znowu obraz, ale muszę znaleźć jakąś uczciwą osobę, która uda, że to ona kupuje. Olunia nigdy by nie przyjęła, gdybym jej te pieniądze chciała dać...».

Równocześnie jednak, siostry nie bardzo pragną się widywać. «...Już od dwóch tygodni nie widziałam Oluni, bo moja obecność, nawet kiedy nic nie mówię, irytuje ją bardzo i robi mi sceny na ulicy. Wyobraź sobie, że przez te dwa tygodnie nie mówiłam z nikim ani słowa, bo mnie nikt nie odwiedził».

Nikt dziś nie rozsądzi, a nawet nie należy rozpatrywać stosunku obu sióstr. Słowa Izy stają się coraz bardziej dramatyczne (List do Julii 15 września 1933): «...Olunia dobrze się nie ma, szczególnie umysłowo. Parę dni temu musiałam jej wyrwać z ręki 400 franków, które chciała podrzeć w kawałki, a które jej przyniosłam, wiedząc, że jest w biedzie. Ta suma jest dla mnie dużą i przedstawia beaucoup de privations. Oluni napady wściekłości są po prostu przerażające. Pragnę bardzo, aby wyjechała do Krakowa na stałe, bo tutaj nie będzie mogła dłużej zostać sama. Kilka razy groziła, że obrazy i pracownię spali, a teraz wierzę, że mogłaby to uczynić. Jej antypatia do mnie wzmogła się do tego stopnia, że sam widok mojej osoby, ją szalenie rozdrażnia, nawet kiedy nic nie mówię. Ja. myślę, że żaden...».

Nawet Julia martwi się łatwowiernością Olgi i musiała coś na ten temat do Izy się wypowiedzieć, skoro ta pisze do Julii (25 września 1933 r.): «...Masz rację, że gdyby Olunia była w Krakowie, pozwoliłaby lokatorom nie płacić, a mybyśmy wpadły w ostateczną nędzę. Ta wspaniałomyślność Oluni strasznie mnie irytuje, ja doprawdy skąpa nie jestem i największym szczęściem dla mnie było by rozdawać pieniądze biednym. Ale chcieć uchodzić za dobrodziejkę ludzkości, kiedy się grosza nie ma w kieszeni, to dowód megalomanii. Nie widziałam Oluni od tej okropnej sceny, jaką mi zrobiła, kiedy jej chciałam dać trochę pieniędzy. Nie chcę jej widzieć, ażeby nie wzbudzać w niej tę gwałtowną antypatię, jaką ma teraz do mnie. Dlaczego mój Boże?...»

I tak już będzie do końca, do tragicznej śmierci Izy w r. 1934. Stosunek obu sióstr nie ulegnie zmianie, obie oddaliły się wewnętrznie całkowicie od siebie. Iza oświadcza Julii 14 października 1933: «...ze złą wolą Oluni walczyć już nie będę». Nie pozostaje jej zresztą nic innego, skoro (kwiecień 1934) «...nic zrobić nie mogę, na wszystko co mówię albo radzę, Olunia odpowiada zawsze «nie» i to takim tonem, że dalszej dyskusji być nie może».

zdj str 33

OLGA BOZNAŃSKA Z PALETĄ W RĘKU
Fot. z nat. Dr. Tadeusz Przypkowski w Paryżu maj 1930 r. (Z dedykacją Artystki dla Julii Gradomskiej), Wł. p. Edw. Chmielarczyka

 

Jeszcze za życia Izy, Olga Boznańska otrzymała z wiosną 1934 r. polską nagrodę państwową, co zmieniło jej sytuację finansową. Nie na długo zresztą, gdyż już w październiku 1935 pisze p. Wanda Wysocka w sprawach Olgi z Paryża do p. Chmielarczyka: «...jak Panu Radcy wiadomo, p. Olga oprócz tego, co jej Pan Radca przysyła jako dochód z domu, żadnych innych pieniędzy nie otrzymuje. Od dawna już nic nie sprzedaje, a tymczasem czynsz, opał, i najkonieczniejsze wydatki opłacić trzeba...».

Niebawem jednak sytuacja się zmienia. Pani Olga już nie jest pozbawiona opieki. W kraju powstaje specjalny Komitet, który nawiązuje porozumienie z p. Chmielarczykiem, ale przede wszystkim opiekę nad wielką artystką obejmuje p. Jan Szymański, radca Ambasady Polskiej w Paryżu. P. Szymański potrafił zorganizować jej sprawy życiowe, a jego opiekę charakteryzują w pełni słowa pani Strzemboszowej w liście do radcy Chmielarczyka, «Pan Szymański radca Ambasady opiekuje się p. Olgą z całym poświęceniem i bezgranicznym oddaniem, to święty i niebywałej zacności człowiek».

Ile taktu i subtelności trzeba było, by pani Olga nie dostrzegła tej opieki, gdyż jej despotyczna natura opierała się wszelkim radom.

Listy p. Szymańskiego są najpełniejszym dokumentem do poznania ostatnich lat Olgi Boznańskiej. (Listy z 15 stycznia, 14 lutego, 18 lutego i 29 kwietnia 1939). Do tych prostych, szczerych, a tak bardzo przejmujących słów radcy Szymańskiego nie można już nic dodać, można je jedynie przyjąć z wielkim wzruszeniem. Zapomina się doprawdy o przyziemności wielu naszych spraw, gdy uzmysłowimy sobie obraz zagraconej pracowni, a na tle porozrzucanych w stosach obrazów i sztalug, wątłą artystkę w podeszłym wieku, złamaną życiem, zdziwaczałą i zgorzkniałą, «...ale jako artystka» (słowa radcy Szymańskiego) «jest niewątpliwie w pełni swych władz fizycznych, umysłowych, moralnych, swego ducha, swego artyzmu. Z chwilą, gdy do ręki bierze paletę, czy pędzel, a raczej pędzle, uwidacznia się, powiedziałbym momentalnie, najzupełniejsza u pani Olgi Boznańskiej równowaga, niczym po prostu niezmącony spokój nerwowy, jasność myśli, jakaś niewyczerpana siła pracy, pracy wola i umiłowanie, staje się Olga Boznańska, jest p. Olga Boznańska naturalną, żywą, interesującą, spokojną, rozumną, miłą i każdemu bliską. Są też to momenty najmilsze w tutejszym obecnym życiu p. Olgi Boznańskiej.

P. Olga Boznańska czuje to, zdaje sobie z tego sprawę, pożąda tych chwil jakoby podświadomie, bo one dla Niej wielkim ukojeniem. P. Olga Boznańska jest natenczas, by za lat dawnych taką samą, jak Wielce Łaskawy Pan ją w Krakowie jeszcze widywał. Nie zmieniła się chyba w ogóle. Jest zawsze tą samą. Jest sobą. P. Olga Boznańska jako człowiek zmieniła się chyba ogromnie. Zmieniła się tak bardzo, że Wielce Łaskawy Pan, by Jej może nie poznał, nie poznawał.

Jest w p. Oldze Boznańskiej tyle bólu, tyle cierpienia, tyle smutku, jest życiem już tak wyczerpana, żyje w tak powiedziałbym ciężkich warunkach, jest taką autokratką, tak bezwzględną, że nie wiadomo zupełnie, jak by to można stworzyć choć najnormalniejsze warunki Jej tutejszego bytowania. P. Olga Boznańska to jedna dziś już wielka życia tragedia. Różne są tego przyczyny. Spośród tych przyczyn byłyby, zdaniem moim, następujące przyczynami najważniejszymi:

1. śmierć śp. Izy, siostry p. Olgi Boznańskiej,
2. postępująca już od dłuższego czasu u p. Olgi Boznańskiej, skleroza,
3. odosobnienie...».

zdj str 35

OLGA BOZNAŃSKA Z PIESKIEM W RĘKU
Fot. z nat. Dr Tadeusz Przypkowski w Paryżu maj 1930 r., Wł. p. Ireny Zbigniewiczowej

 

Wzruszające sprawozdanie p. Jana Szymańskiego stanowi zamknięcie życia Olgi Boznańskiej. Nam jednak, którzy w listach jej i jej przyjaciół byliśmy świadkami narastania elementów tragedii, wydaje się ona nam bliską i zrozumiałą, pochylamy czoło przed osobą wielkiej artystki i jej tragedią życia.

Jej wspaniałe malarstwo, które wyrosło w atmosferze tak zdawało by się niesprzyjającej, pozostanie jednym z zagadnień psychologii twórczości, zwłaszcza, że z upływem lat staje się ono coraz to pełniejsze i doskonalsze. Kontrast smutnego życia Olgi Boznańskiej i jej twórczości wyczuł pan Jan Szymański «...z chwilą, gdy do ręki bierze paletę czy pędzel...», ale nawet Iza zastanawia się, gdy dostrzega swym ostrym spojrzeniem niedobre oznaki, które określa «...myślę, że to może początek paraliżu. Jednak malować jeszcze może».

Pani Olga milczy natomiast w swych listach (przynajmniej w tych, które się dochowały) na temat swego malarstwa. Żadnych wynurzeń, ani wypowiedzi. Czytamy tylko o tym, że obrazy są, że maluje, spotykamy się z ich wyliczaniem, ale nic ponadto. Wiemy natomiast, że artystka zaczyna cierpieć na oczy. Z listów Izy i Julii wynika, że artretyzm jest tego powodem. Boznańska żali się kilkakrotnie na oczy, wstrzymuje się od pisania i innych prac (w liście do p. Chmielarczyka z r. 1934): «Przepraszam, że listu nie odpisuję, ale nie wolno pisać takich, bo oczy puchną, jak się męczę, a muszę mieć oczy do pracy».

Wpływa to obok trosk i kłopotów finansowych jeszcze bardziej deprymująco na artystkę, toteż nie dziwią takie akcenty jak w kartce do p. Chmielarczyka w r. 1933: «...Proszę bardzo wybaczyć, że dziękuję na karcie tylko, oczy bolą, jeżeli więcej piszę. Bóg zapłać Panu, za pracę przy naszym domu, jestem Jemu bardzo wdzięczna, ale smutno i nie wiem jak dalej będzie». Ale i niezależnie od choroby żali się artystka na smutek (w r. 1932): «Julianku drogi, okropnie smutno, jeżeli Ci czego potrzeba odnieś się proszę do p. Chmielarczyka. Strasznie mi smutno, Twoja OB».

Z zachowanych jej listów wynika, że artystka maluje wiele i zrazu ma też odbiorców na swe obrazy. W r. 1924 sprzedaje aż siedem obrazów, które bierze p. Mroczkowski z Warszawy, przyprowadzony przez Wojciecha Kossaka. Artystka posiada wtedy dość pieniędzy, już jednak w r. 1928 zaczyna się użalać na utrudnione warunki życia. W Paryżu ma jeszcze zamówienia od przyjeżdżających Amerykanów, co daje jej możność utrzymania.

W r. 1928 Boznańska sprzedaje kilka obrazów. Muzeum Narodowe w Krakowie kupuje portret Henryka Sienkiewicza. Profesor Łepkowski kupuje portret panny Trompczyńskiej malowany w r. 1911, dowiadujemy się również o portrecie młodej osoby w białym kapeluszu i o portrecie Szczepkowskiego. W tym też czasie wykonuje akwarele, które uważa za ładne i bardzo je lubi, kwiaty różowe w wazoniku ciemnym, a druga dom na Wolskiej.

Od r. 1932 przestaje w Paryżu sprzedawać i dużo obrazów posyła do Krakowa do rąk p. Chmielarczyka, kilkakrotnie przesyła mu obrazy w prezencie. W r. 1932 maluje Boznańska kwiaty, tulipany i róże.

W r. 1934 urządza w Krakowie wystawę, nie dała ona jednak pełnego sukcesu. Kraków nie miał jeszcze sprzyjającej atmosfery. Artystka odczuła to boleśnie, co pamięta p. Getterowa. W r. 1934 maluje znowu jeden portret Amerykanki, widocznie dobrze zapłacony. Iza donosi o tym w listach do Julii i do p. Chmielarczyka, awizuje zamówienia, to znów następują okresy, w których ich brak i kiedy to Iza przy pomocy podstawionych osób zakupuje kilka obrazów. Część z nich posyła również do kraju na ręce p. Chmielarczyka dla ich sprzedaży.

W młodości swej znalazła Olga Boznańska wiele zachęty dla swej twórczości u rodaków w Monachium i w Paryżu. Przez całe jej życie otaczało ją grono osób, które zdawało sobie sprawę na jak wielkim poziomie znajduje się jej sztuka. Miała niewątpliwie uznanie zagranicą. Nie miała natomiast takich sukcesów materialnych, jakie spotykamy u artystów o ustalonych stosunkach z marchandami. Specyficzne warunki XX w., które początek wzięły w czasie impresjonizmu, pociągały za sobą «ważność» marchandów, którzy lansowali swoich artystów i zdobywali dla nich rynek. Olga Boznańska nie miała takiego marchanda protektora, a mimo tego na terenie Paryża uznawano ją i wiedziano właśnie o niej, a nie o innych artystach polskich, których wysuwała chwilowa koniunktura. W kraju malarstwo jej znajdowało oddźwięk przeważnie tylko u prawdziwych znawców malarstwa, u ludzi takiego pokroju jak Pusłowscy ojciec i syn, Feliks Jasieński, Franciszek Mateusz Mączyński, miała oddanych przyjaciół jak Lipoński i in. Starsza generacja malarzy (choć młodsi od niej wiekiem), zwłaszcza z kręgu krakowskiej «Sztuki» nie mogła należycie ocenić jej wielkiego malarstwa, wyznając inne ideały artystyczne. Zupełnie zrozumiałe są dziś wspomnienia p. Getterowej, która pamięta niechęć Olgi Boznańskiej do sztuki Wyspiańskiego. Odmienne założenia były tego przyczyną.

Pankiewicz również z niechęcią patrzał na malarstwo Boznańskiej. Tu przyczyna tkwiła w różnicy temperamentów ). Sprecyzowana świadomość połączona z przeintelektualizowaną refleksyjnością, nie mogła się w pełni zgodzić z malarstwem z instynktu i intuicji. Ideały artystyczne Boznańskiej znalazły oddźwięk dopiero u następnej generacji artystów. Widząc jej odrębność na tle współczesnego malarstwa europejskiego, potrafią oni dopatrzyć się istotnych związków Boznańskiej z jego rozwojem.

Rok 1934 przyniósł Boznańskiej polską nagrodę państwową i odtąd oficjalne czynniki otaczają wielką artystkę swą opieką. Muzeum Narodowe w Warszawie stale zakupywało u niej obrazy za pośrednictwem profesora Zygmunta Zaleskiego, delegata Ministerstwa W. R. i O. P. we Francji, począwszy od r. 1938. Obrazy zakupili również: Stanisław Kara, b. konsul generalny R. P. w Paryżu (Martwa Natura, którą widziałam w prywatnym mieszkaniu pp. Karów w Paryżu jest niewątpliwie jednym z arcydzieł malarstwa europejskiego XX w.) dalej pp. Sośniccy, Domańscy, Januszewscy i Pelcowie. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w styczniu 1939 r. zakupiło portret francuskiego pisarza Jourdain'a. Do Galerii w Łodzi zakupił dyrektor dr Marian Minich dwa obrazy (portret pianistki wiedeńskiej Eissle- równej i p. Gondon'a, dyrektora banku w Paryżu).

Rok 1938 przyniósł poważny sukces na Biennale w Wenecji, artystka sprzedała wówczas pięć obrazów (portret p. Dygatowej, Dziewczyny Włoszki, Martwą Naturę, Widok na ogród, Kwiaty). Na wystawę do Nowego Yorku w r. 1939 do Pawilonu Polskiego wysłała portret pani Paris.

Wszystkie te fakty, które wyczytać można w załączonych materiałach są ważne, staną się one podstawą do zebrania dzieła Boznańskiej, rozprószonego po świecie. W kraju znajduje się wielka część jej spu¬ścizny artystycznej, ale równie, jeśli nie ważniejsza część znajduje się w Paryżu i w Ameryce, zwłaszcza z drugiego i ostatniego okresu. Powiązania tych faktów z wypowiedziami artystki, a przede wszystkim z jej dziełem, jest jednym z najpilniejszych zadań polskiej historii sztuki.

Publikując te materiały, które przypadkiem dotarły do moich rąk, usiłowałam powstrzymać się od analizy jej twórczości, pozostawiając ją do chwili, gdy po przeprowadzeniu odpowiednich badań na terenie malarstwa europejskiego będę mogła odpowiedzieć na te pytania, które mnie się dziś już jasno zarysowują. Ukazanie malarstwa Olgi Boznańskiej, w całym jego blasku i wspaniałości nie jest zadaniem zbyt łatwym, ale jednym z najszczytniejszych polskiej historii sztuki.

LISTY OLGI BOZNAŃSKIEJ

Nr 1

Olga do Ojca.                                                                                                        

dat. 20. III. 87.

Kochany Tatusiu!

Piszę właśnie do Mamy długi list tyczący się malarstwa i mojej nauki. Cała wada moich studyj jest ta, że nie są dosyć studiowane, a to z braku czasu. Mówiłam to otwarcie p. Krich. — ale naturalnie Tato rozumie, że w szkole, gdzie są początkujące, trudno jakoś pogo¬dzić głębsze studiowanie z niemi. Przeszłego roku nie czułam tego tak bardzo, bo sama nie umiałam tyle, co teraz. Pan Kricheldorf jest dobry nauczyciel, ale musi wszystkim dogodzić, a jest więcej początkujących. Dałam jednak w szkole do zrozumienia, że jeżeli nie będę mogła coś porządnie wykończyć, ażeby wysłać do Krakowa, to będę musiała opuścić szkołę.

Jest to wielka wada dla mnie, że muszę się tak stosować do drugich, ale cóż mam robić? Tak długo jak się uczę, muszę być zależną, może ma i to swoje dobre, ale dla mnie jest bardzo trudno, wszystko razem pogodzić. Niech Tato tylko mi to jedno wierzy, że jeżeli zdaje się, że nie postępuję, to nie z braku miłości do sztuki, ani z lenistwa, bo żyję całą duszą malarstwem.

Całuję Tatę całym sercem Olga.

W przyszłym tygodniu mamy dostać ładny model, będę koniecznie się starała go wykończyć.

Nr 1a

(Na tym samym liście).

Tres chere maman,

J'ai reęu votre lettre avant hier, je voulais vous repondre tout de suitę hier, mais j'etais invitee chez les Brandt, de sorte que je n'avais pas le temps d'ecrire. Ce que Papa m'ecrit, me fait beaucoup de peine, je sais que ce ne sont pas des reproches, mais moi meme je m'en fait tres souvent, car je pense, que c'est ma sottise, qui m'empeche de faire des progres. Je l'ai raconte hier a Mr Brandt et il m'a dit que c'est... qui a un temps ou il ne remarque pas qu'il avance, mais que je ne dois pas me chagriner. II viendra me voir bientót, demain je vais voir son atelier avec Mme Br.-d et Mile Kraszewska. Je fassure chere maman, gue j'ai fait beaucoup de progres jusqu'a present, car je le sens pourtant, mais je crois que maintenant, depuis ąueląues semaines, je n'avance pas. Je suis persuadee que cette annee, je sais en peinture decidement beaucoup plus que l'annee passee, seulement j'aime trop la couleur, c'est ce qu'on me dit souvent. Je ne comprends pas que les peintres trouvent laides les tetes que j'ai envoye je crois en verite qu'ils ne les comprennent pas. La petite filie n'est pas jolie, mais c'est la couleur, qui a du charme justement et la femme au fichu blanc est un des plus beaux modeles de Munnich pour l'expression. La femme aux cheveux clairs, que je viens d'envoyer dernierement, est 1'etude, qui a tant plu a Mr. Kow. — et a Mr. Szymanowski. Ils m'ont dit, que le meilleur est la couleur et la maniere dont elle est peinte. C'est une tete, que j'ai faite, il y a assez longtemps. Je pense que si mes etudes ne plaisent pas, c'est parce qu'elles sont un peu grises et n'ont pas la couleur, qu'on aime a Cracovie.

C'est la maniere de Munnich de voir tout un peu gris, mais c'est, je trouve le charme des tableaux d ici. Ce qui manque dans mes ouvrages, c'est 1'energie, je trouve la force, je crois que, si je parviens a les joindre, a ce que je sais, je travaillerai bien. J'ai beaucoup plus de talent pour la couleur que pour la formę, c'est ce que me dit toujours Mr. Krichel- dorf. Je n'aime pas a vrai dire ses tableaux, mais je trouve, qu'il enseigne bien et je me fais des reproches toujours de ce, que je suis si sotte. II est vraiment tres severe et je sais qu'il voudrait pouvoir me forcer a bien travailler. Je ne sais pas maman, si tu pourras bien comprendre, ce que je tache de t'expliquer mais je voudrais bien que tu puisses le com¬prendre. On m'a dit hier, que ce nest pas bien de changer de maitre maintenant, surtout, si je sais que Mr. Krich. — se donnę de la pełne avec moi.

Je fembrasse de tout mon coeur, chere et bonne maman, et te prie d'expliquer un peu a papa, ce qu'il ne comprend pas de ma lettre. Je voudrais beaucoup chere maman, que tu m'envoies au premier un peu d'argent pour un corset.

Nr 2

23. III. 87. Monachium.

Kochany Tatusiu!

Dziękuję Tacie bardzo za list i za pieniądze, miałam wiele nieprzyjemności w przeszłym tygodniu, ale może to pomoże w malowaniu, bo powiedziałam prawdę p. Krichel. — Będę się koniecznie starała przysłać coś dobrego na wystawę, ale nie wiem jeszcze kiedy.

Nic tu słychać nowego, wszystko jak było. Biedna Iza smutna, bardzo mi jej żal. Wyjeżdża we czwartek z Lipska. Biedne dziecko męczy się i pracuje dzień i noc i nie gra na egzaminie. Pisze mi, że koniecznie chce dawać lekcje w Krakowie, nie wiem jak Tato o tym myśli. Mamy tu prawdziwy Aprilwetter, co chwila się zmienia, śnieg, deszcz i słońce przy najpiękniejszym niebie.

Jeżeli Tato nie ma nic przeciwko temu, tobym chciała koniecznie tu być tak długo, jak tylko można i przynajmniej tu pozostać do pierwszego lipca. Żal mi bardzo tego czasu, który marnuję i nigdy nie jestem tak wesoła i kontenta jak wtedy kiedy pracuję. Nadejdzie teraz do Krakowa śliczny' obraz p. Brandta, który był na wystawie w Berlinie i który widziałam w przeszłym tygodniu w jego pracowni...

Nr 2a

Tres chere maman,

Ta lettre m'a fait beaucoup de plaisir aujourd'hui, je ne l'ai reęue qu'aujourdhui, car dans l'enveloppe, oii etait 1'argent, que papa m'en- voyait il y avait le lettre qui etait destinee a Isa et de meme avec la mienne, de sorte que je viens justement de recevoir ma lettre, qu'Isa s'est empressee de m'envoyer, je lui ai aussi envoye la sienne, tout de suitę apres avoir reęu mon argent.

Je suis bien contente, que mon etude fait bon effet a rexposition, car il est vraiment temps, que je jouisse un peu au moins de toute la peine que je me donnę avec ma peinture, et cette annee je ne peux pas me vanter de trop de succes. Je sais seulement, que je fais tout mon possible pour bien peindre et tout mon plaisir, tout mon bonheur ici, c'est, lors- que je sens que je fais des progres. Je sacrifie beaucoup pour parvenir a quelque chose, j'epargne en chaque chose, pour ne pas etre obligee d'epargner pour les choses necessaires a la peinture, j'espere seulement toujours, que la fin couronnera toutes les peines et les depenses que vous vous etes donnes pour moi. La semaine passee, j'ai eu vraiment beaucoup de chagrin a cause de la peinture, mais maintenant, c'est passe. J'ai cherche un autre atelier ou je pourrais travailler. Mr. Jaco- bides ne prend plus d'eleves, car il veut travailler davantage lui meme, et l'autre ecole ou j'aurrais pu aller, ne prend plus d'eleves car il ny'a plus de place. J'ai ete a 1'atelier de Mr. Krichel. avec Mile Haarmann, la dame, qui a vu Isa a Leipzig, et j'ai demande a Mr. K., qu'il soit tres severe avec moi et qu'il ne me pardonne rien en peinture, je lui ai dit que mes ouvrages ne plaisent pas aux artistes et que, si je ne fairais pas plus de progres, je serais obligee de quitter l'ecole. Tu peux t'ima- giner chere maman, que tout ęa, n'etait pas agreable pour moi, mais je sentais, que c'etait necessaire et maintenant je suis plus tranquille. Je tache d'etre aussi phlegmatigue que possible, mais je n'ai pas assez de force de caractere, pour que ęa reussisse toujours. Je te remercie bien de 1'argent, que tu m as envoye, chere maman, il suffit pleinement et vraiement que je n'ai plus besoin, que tu m'envoies davantage.

La pauvre Isa est triste a cause de la Priifung, elle quitte Leipzig jeudi prochain et elle sera a Cracovie vendredi a trois heures apres midi. J'ai eu la visite des Brandt la semaine derniere.

Adieu chere maman je fembrasse mille et mille fois, et je te demande de ne pas te facher contrę Isa et de lui pardonner toutes ses grimaces. Je viens de me rapeller, que tu veux lui faire faire des manches fron- cees a sa nouvelle robe, je crois qu'elle n'aimera pas ęa et sans doute, qu'elle te fachera a cause de ęa.

Nr 3

Z listu Olgi do Ojca.

12. IV. 1887.

...W szkole nie miałyśmy żadnych wakacji, oprócz dni świąt. Jakże Tato spędził święta? Czy prawda, że zamknięto kościół, gdzie ciało Kraszewskiego leży i że lud tym bardzo oburzony? Czytałam to dziś tutaj w gazecie niemieckiej, biedny Kraszewski, nawet i po śmierci nie ma spokoju.

Nic nie ma tu nowego, wszystko idzie zwykłym trybem, ja sama cieszę się tylko, że Święta minęły i że mogę znowu pracować. Pan Krich. jest ciągle bardzo ostry i uważny na rysunek w moich pracach ostatnich. Przy ostatniej głowie mówił, że zrobiłam wielkie postępy, nie jest to jednak nic do przesłania do Krakowa, bo nie efektowne. Wiem dobrze, co się podoba publiczności i dlatego muszę być uważną, nim coś wyślę znowu.

Nr 3a

Z równoczesnego listu do Matki.

...Je voulais vous ecrire le premier jour de fetes, mais nous avons fait une longue promenade, qui a dure 3 heures et demie de sorte que lorsque nous retournames, j etais si fatiguee, que je ne pouvais plus rien faire. Hier de meme j'ai beaucoup marche et le soir, j'etais un peu triste et je ne voulais pas vous attrister aussi avec ma lettre. Aujourd'hui j'ai ete a 1'atelier, j'y ai bien travaille et je suis contente. Nous avons pour modele le meme vieux, que je vous ai envoye l'annee passee, et duquel on a dit, que personne ne pourrait le copier. J'espere que cette fois, il sera peint d'une maniere, que si quelqu'un veut le copier, il le pourra.

Nr 4

Z listu Olgi do Ojca.

26. IV. 87.

Kochany Tatusiu!

Otrzymałam list Tacin ze świadectwem Izi i Tato może sobie łatwo wyobrazić, jak się ucieszyłam, przeczytawszy je. Nie spodziewałam się nigdy takiego świadectwa po wszystkich przykrościach, jakie Izi tam sprawiono. Wyobrażam sobie jak Iza musi być dumna i szczęśliwa. Pokazałam świadectwo Izi moim szanownym koleżankom w szkole i bardzo się nim zadziwiły, a szczególnie jedna z nich.

Dziękuję bardzo Tacie także za przesłanie mi moich rysunków, jestem kontenta, że panie z pracowni mogą widzieć, że pracuję i pracowałam od dawna pilnie i z całą uwagą. Niech Tato mi wierzy, że się nie bardzo mylę w moim sądzie u ludzi, wiem i poznaję ich zalety, ale widzę także bardzo dobrze ich ujemne strony. Jest to może nie korzystnie dla mnie i dla nich, ale tak jest. Szkoda, że zazdrość zawsze po większej części nimi kieruje!

Chciałam się Taty zapytać, co mam zrobić z moim mnichem. Radzono mi tutaj, dać go do Lokalausstellung, gdzie się znajduje moja kopia Van Dycka. Mam prawo wystawiać najmniej trzy obrazy za te 6 marek (na 6 miesięcy nie na rok jak mi mówiono). Jeżeli jednak mam wystawić mnicha, muszę dać ramy, wielkość tego studium jest prawie ta sama jak kopii wystawionej i kopii, którą mam w domu. Nie chcę posłać do Krakowa tego mnicha, bo trochę śmiesznie dwa razy to samo przysyłać, ale tutaj może trafiłoby się go sprzedać. Proszę Taty mi odpisać, co Tato o tym myśli. — Mieliśmy tutaj już bardzo gorące dnie, i muszę trochę myśleć o mojej toalecie, bo wnet będę zmuszona wychodzić w lekszym odzieniu. Skończyłam już dwa pastele tutaj, obydwa są podobne i p. Krich. mi mówił, że mam wiele szyku do tego, ale jest to tylko zabawka. Czemu Iza nie pisze tak długo? Spodziewam się wnet odebrać długi list, od Mamy także. Pracujemy teraz w pracowni pilniej jeszcze, bo przy pogodzie i dobrym świetle lepiej pracować.

Trawa i drzewa zaczynają dobrze się zielenić, w niedzielę o 12-tej był tu upał jak w lipcu. Nie mam dziś nic więcej do pisania, wszystko idzie zwykłym trybem, jestem kontenta i wyglądam coraz lepiej, jak mi się zdaje.

Ściskam Tatę całym sercem.

Nr 5

11. V. 1887.

Kochany Tatusiu!

Otrzymałam obydwa listy z pieniędzmi i dziś odebrałam Taciną kartkę, w której Tato mi donosi, że mnie odwiedzi. Nie mogę Tacie wypowiedzieć radości, którą mi ta wiadomość sprawia, myślę ciągle o tym i cieszę się bez ustanku. Jestem bardzo kontenta, że p. Korczyński Tatę wysyła do Marienbadu i jestem przekonana, że to Tacie bardzo pomoże, bo wody pić w samym miejscu kąpielowym jest całkiem co innego, niż je pić wśród pyłu i prochu miasta, gdzie każdy krok cięży. Wie Tato, że zaraz gdy się dowiedziałem, że Tato ma zamiar jechać do wód, ułożyłam sobie podobny plan, jaki teraz sam Tato ma na myśli. Muszę jeszcze Tacie coś poradzić, co Tacie całą podróż ułatwi. Dowiedziałam się tutaj od jednej z pań w naszej pensji, że może sobie każdy bilet (Retourbillet) skombinować i to kosztuje prawie połowę. Na Taciną podróż, która będzie wynosiła prawie 1.000 kim. ma Tato prawo na 45 dni, może przy tym jechać każdym pociągiem pośpiesznym i osobowym drugą klasą i cała podróż z powrotem wynosi nie całe 100 marek, jakem tutaj liczyła z p. Haarman. Jeździła ona już dużo i zwykle przy takim skombinowanym bilecie. Niech Tato sam się dowie w Krakowie na dworcu kolejowym. Posyłam Tacie plan, któryśmy sobie tutaj dla Taty ułożyły. Cieszę się także bardzo, że ostatnie moje studium więcej się Tacie podoba, ciekawam bardzo, czy je przyjmą na wystawę. Chciałabym bardzo przysłać także coś ładnego na dużą wystawę w czerwcu. Ramy kazałam zrobić do mojego mnicha, szerokie, czarne z obwódką złotą, będą kosztowały 15 marek, za mniejszą cenę byłyby za wąskie, byłam w samej fabryce ram, gdzie wszyscy malarze każą swoje ramy robić. Cieszę się tak, że Tato przyjedzie tutaj i sam będzie mógł pomówić z malarzami i sam się przekona, że nie próżniaczyłam cały czas tutaj, cieszę się tak tym wszystkim i jestem ciągle tak zajęta tą myślą, że nie mogę Tacie nawet całej mej radości wypowiedzieć. Chciałabym bardzo aby Tato tutaj kilka dni chciał się zatrzymać, ażebym mogła Tacie pokazać wszystko piękne i warte do obejrzenia...

(Posyła mu rozkład jazdy).

Nr 6

16. V. 87.

Tres chere maman,

J'ai reęu ta lettre avant-hier, je suis tres contente, que ma derniere etude te plait davantage, je voudrais bien savoir, si on 1'acceptera a l'exposition ou plutót si elle a ete deja acceptee, car c'est samedi, qu'on a du l'envoyer, n'est ce pas? Je fais faire ici un cadre pour le moine, je voudrais bien pouvoir vendre cette etude au moins!...

...Je pense continuellement a la joie, que j'aurai, lorsque je verrai papa a Munich, ce Munich qui est tellement etranger a vous tous et ou j'ai vecu preque deux ans! Mr. Krich. se rejouit beaucoup de voir papa, je crois que l'arrivee de papa ięi sera aussi la bienvenue pour ma peinture.

Je fembrasse chere maman mille et mille fois de tout mon coeur ton Olga.

Nr 7

Z listu do matki

Munich 26. V. 87.

...Comme le temps passe, chere maman, il me semble vraiment impos- sible, qu'il y ait deja huit mois, que je vous ai ąuittee. J'ai expose a la Lokalaussstellung mon etude, le cadre est tres joli et je veux aller voir mon chef — d'oeuvre encore aujourd hui. Nous avons maintenant une academie «Art» a 1'atelier, naturellement en costume de bains. Je n'ai plus rien a te dire aujourd'hui chere maman, je travaille a l'etude pre- sente avec beaucoup de plaisir. Je voudrais tant savoir, ce qui papa decidera de ma peinture pour l'annee prochaine. Je n'ose pas meme y penser. Adieu chere maman.

Nr 8

Samedi le 12 juillet 91.

Tres chere maman,

 J'ai ete tellement chagrinee en apprenant que tu etais si souffrante, que je ne pourrais te le dire. Dimanche justement j'etais tres gaie, et maintenant je me fais des reproches de l'avoir ete. — Je suis surę que c'est aussi le froid, qui t a fait mai, chere maman, car il devait faire un froid de loup et tu n'as pas de fourrure, ce serait tres bien que tu fachetes un serdak maman!

As tu reęu les caoutchoucs, chere maman? C'est bien, que je suis encore a Cracovie, car je crois, que je n'avais pas quitte mon manteau toute la journee. — Piotr est arrive, il est en grandę amitie avec le prince Cobourg et je crois que bientót ils vont s'embrasser et se tutoyer! II me raconte, qu'il demeurait dans le meme hotel a Karlsbad et il etait assis sur la verandah et prenait sa biere (en oostume de Sokół), lorsque le prince arriva, et la premiere chose que Cobourg dit en arrivant fut: Ah c'est vous Mr. Piotrowski. Le second jour Piotr alla se presenter, il n'avait pas de frack avec lui! (une idee aussi) et c'est a Prague, qu'il eu loue un, car on lui dit, que s'il se presentait au prince en Sokół, on le mettrait en prison et il eut peur. Imagine toi chere maman, qu'il s'affubla de son frack (il me dit, qu'il avait vraiment l'air d'un malfaiteur ainsi travesti) et lorsqu'il se presenta au prince, Cobourg qui se met a pousser des eclats de rire!! Cetait agreable, n'est ce pas maman. Mal- gre tout, Piotr resta trois quarts d'heure, ils s'arrangerent au sujet du lableau, et a la fin d'Aout Piotr part pour Warna, ou il va peindre. Le prince lui donnę 20.000 frs. Piotr veut encore aller faire une visite a Carmen Sylwa, la reine de Roumanie, pour lui demander d'etre la protectrice de l'exposition de tableaux, que les Polonais veulent arranger a Bukarest. — Ce Piotr qui va frequenter seulement des princes. Mme Sarnecka pose demain aussi et puis ils vont souper chez nous, papa les a invites. II y aura du filet de boeuf garni et une creme a la vanille...

Nr 9

Z listu do Matki.                                          

 Dimanche 7. VIII. 92. Munich Arcisstrasse 40.III.

...Je vais chaąue jour a l'exposition, ou je passe quelques heures, il y a une telle quantite de tableaux, qu'on ne sait que regarder. J'ai cependant vu et etudie les meilleurs salles deja, et celles qui restent, ne sont plus tres interessantes. Chaque jour on amene encore de nou- veaux tableaux, les Autrichiens ont les plus vilaines choses a l'Exposition. La salle des Polonais est interessante et mes tableaux sont tres bien places. Mr. Kow. m'a dit, qu'il ny'a rien de decide encore, quant aux medailles, mais que je suis sur la listę des «proposes». II veut lui-meme recevoir la premiere medaille, mais je doute, qu'il la reęoive. Le jury decide depuis vendredi dernier, mais il n'a pas encore fini. On m'a dit que les medailles, ne sont pas encore ici. S'il arrivait, que j'en reęoive une, je te le telegrapherais tout de suitę, Papa veut aussi un telegramme.

Nr 10

(List do p. Ireny Serda, późniejszej p. Zbigniewiczowej z Krakowa r. 1897 na formularzu ogłoszenia konkursu wystawy Twa Przyj. Sztuk Pięknych).

Środa.

Kochana Panno Ireno!

Posyłam Pani prospekt konkursu. Ma Pani czas do 25 listp. Cieszę się, że pobyt paryski jest coraz przyjemniejszy dla Pani. Pewnie i postępy będą wielkie. Bardzo mi się podoba portret własny Pani kochanej. Naprawdę bardzo dobry i bardzo w moim guście. Ogromnie miękki w tonie, w kilku miejscach tylko razi mnie trochę cadmium żółty, który leży na wierzchu. Doskonale wisi na wystawie i bardzo dobrze wygląda.

Wróciliśmy przed tygodniem z wycieczki z Krynicy, Szczawnicy i Zakopanego. Brzozowskich widzieliśmy w Zakopanem, a teraz przejeżdżali przedwczoraj tędy do Król. Pols. Seifmanek jest tutaj, Czajkowski także nas odwiedzał i jest obecnie w Królestwie u wuja. Górski ma syna, było w gazecie o tym ważnym fakcie. Są na wsi pod Warszawą. Przejeżdżając przez Tarnów do Krynicy myślałam o Pani i o Jej matce. Widziałam tylko z daleka kościół. Do widzenia!

Czy będzie Pani wracać na Monachium? Proszę mnie odwiedzić w pracowni. Wracamy 15 paźdz. albo kilka dni wcześniej.

Ściskamy obie Kochaną Panią. Panny Janowskiej nie ma, jest na wsi. On dziś powrócił. Ja maluję w ogrodzie.

Do widzenia

Olga Boznańska.

Nr 11

Z listu Olgi do Ojca                                                                                                                                                                                                          

 30. 9.1892.

Otrzymałam wczoraj list Taty z pieniędzmi, za które bardzo Tacie dziękuję. Żal mi bardzo, że się Tato nie zdecydował przyjechać, bo choćby na jakie parę dni byłby się Tato wyrwał spod wpływu Krakowa, który powoli zdziera całą energię i indywidualność każdego człowieka, który tam przebywa. To się dopiero czuje poza jego murami, niech mi Tato wierzy. Widzę jacy ludzie są w wielkim mieście i widzę jacy są w Krakowie. Tato z pewnością myśli, że jestem obałamucona Monachium, a ja Tacie powiem, że zaczynam dopiero być taką jak powinnam być i gdybym jakiś czas mogła w takich warunkach pozostać, w jakich się teraz znajduję, dostałabym trochę tej samodzielności i energii, jakie posiadają tutaj wszystkie moje koleżanki. Wydaje mi się zawsze, że jestem jak bojaźliwe dziecko między niemi, a to wszystko wpływ środowiska w jakim się zwykle obraca...

Nr 12

List pisany do Izy z Monachium.

 (Prawdopodobnie r. 1892).

...I go every day to see the Exposition there is such an enormous ąuantity of pictures, and new ones coming still continually. The medals are not yet ready but I believe I shall hear these days of the result. I paid a visit to Mr. Kowalski, because Kraszewska told me I must do so sińce he is so nice for me. She said, his wife were not here, but they are both of them and all the children too. The three elder go to Warsów to get a Polish education they will go on the 1 st of Sept. already. Mr. Kowalski told me there is nothing sure with the medal but perhaps I will get it, he has nothing to do with it as he does not belong to the jury for the Preismedaillen. I had a letter from Papa to-day, he fears the cho¬lera so much, and here nobody thinks of it even! He sent me powders for it. I saw here in the Glaspalast the whole family of the Kochanowskis except Mr. Stanisław. I believe they came here to find him a room and a school. It was so funy for me to see them here! Imagine what happened to me the otherday. I had my catalogue and noticed in, all the pictures that I liked in the saal of Holland when I remarked that two painters followed me, I recognized directly they were painters. I went then very far to the Polish saal and was there a moment when they came again. Of course I noticed further on what I had to notice when at once one of them a red-haired devil comes to me, takes of his hat and tells me that he sees I am an «author» and a stranger here and he will show me all the exposition. He began to speak french and even very well. I felt so dreadfully angry at once that I coułd only whisper, and told him that I do not feel inclined to tell him what I am and that I thank him very much for his trouble. He be came pale and articulated only Par¬don, mademoiselle, pardon and ran away. How do you find it? Is it not beastly almost? The picture of him is hanging in one of the saals in the german section. I felt so angry that I thought I would burst out crying. How did he dare this «devil» to accost me in such a way! I told this Frl. Quistorp and she told me I had done very well to have spoken in this way. I felt I trembled with all my body when I spoke to that man. To morrow I will go to the Pinacothek to ask for an easel! I do not know yet what I will copy. Kraszewska is gone I will go and see her for one day, and then I should like to see a castle yet. I have been with the Pension Quistorp at Freischutz by Weber. I find the musie is very nice, and the scenery beautiful, the Wolfschlucht is magnificent here in this piece. Good bye my dear love, I kiss you very, very much. — Amuse well dear and be glad and healthy. I think of you very often, your Oluś.

Nr 13

Do Izy z Innsbruku.

My dears love,

Think my dear Izuś, that I have not been at the Bodensee! It was so near of me and I did not see it! What a pity. I had a mind to ery, When I arrived, it was such a beautiful weather and next day when we arrived to Innsb., it rained! On Sunday it snowed and it was dreadfully cold. Think only, that I made the acąuaintance of such a rich man! He looks also so gentlemanlike, that I fell ąuite proud to speak to him. He is about 55 and not married! The poor mule is extreemely occupied now, he is director sine one year at Innsb. Since the first of November' Mr. Jenny, the rich man, takes the fabric sińce he bought it. Imagine only, when I came back, I found two cards from papa, furious that I had gone to Innsbruck, a fit of bad humour I believe, and an order to come back directly to Cracow. So everything must be spoiled, and I may never have any pleasure. I assure you, I feel so gay now as never, and I had no great mind to return. I found also your card. With all your impatience for my letter. Thank you very much for your kind heart for me. I am so glad you enjoy also my good humour, papa feels offended when I write to him, I prefer to be here than at Cracow. Oh! if I had only a good studio at Cracow, I would try to forget the sor- rows I have there, but when I think, that I must always and always paint every body in the same position it is too sad! Mr. Szymanowski told me I must paint only portraits, eyen for nothing, but paint many and such that would suit me, that I have an enormous talent, he repeated it twice, and told me that all the painters here were very much interested with my works. I have finished to day the second copy at the Pinacothek a very smali Stilleben by an old master.

am invited at Vienna by Mile Geppert to live at her, but I do not know how it will do, sińce she and Mile Jasińska have a very smali room. We shall see how it will be. I go on Saturday evening, I feel very sorry to go away. I rejoice only to see you and mamma, you will be good to me will you not? I believe you are become a true little angel at Zakopane. If we could be once all toghether here for a longer time, how nice it would be! I do not know if you would enjoy this sort of life one leads here, but I believe, life is so very easy here! No servant girls, no washerwomen, no cooks, everything so ąuickly done, the water in the rooms, everything near, one can also live here very cheap. I bought me here a mantle, five handkerchiefs, stays, lots of coulours, old stuffs etc. I could like to rouse Mamma also from this horrid lethargy of Cracow! Perhaps she shall come next year! One must hope it at least...

(Podajemy oryginalny tekst bez poprawek)

Nr 14

Z listu do Julii.           

   (Paryż) 2 grudnia 1903.

...i życzą, abyś tu choć na krótki czas przyjechała. Pomyśl, jakby to cudownie było dla nas wszystkich trzech! I nie nudziłabyś się, chodziłabyś do Sorbony i miałabyś zaraz huk znajomych. I widziałabyś Paryż, i poznałabyś życie tutejsze, ale to mniejsza o to, ale poznałabyś Paryż- jego wygląd taki cudowny, naprawdę jak marzenie. Takie obszerne place, tyle horyzontu, a wszystkie malownicze i wyglądające jak obraz wspaniały. Tego Ci życzę naprawdę. Co do życia samego paryskiego, tak mało się sama udzielam, że niewiele go znam. Pracuję cały dzień, o zmroku przychodzą znajomi, często na chwilę albo wychodzę w mojem guartier po jakieś sprawunki. Teraz do Izi chodzę albo ona do mnie. Wychodzi już od kilku dni, ale jeszcze bardzo osłabiona, mimo że dobrze i bardzo ładnie wygląda. Izia ogromnie utyła od czasu kiedy ją widziałaś, nie tyle na twarzy, ile w sobie, jest jednak bardzo zgrabna i ma cudowną cerę bladą, trochę tylko zaróżowioną. Co do jej usposobienia, to na mnie robi wrażenie limfatycznej osoby i bardzo nerwowej, złośliwą jest jak chce, ale zupełnie bez uniesień, nic jej nie zajmuje trochę goręcej, może choroba jej temu winna. To jest bardzo smutne. Nie szuka nigdy dobrej strony w ludziach, a widzi tylko ich ujemności. Boję się ją irytować, więc najczęściej nic nie mówię, ale też niczym się z nią podzielić nie mogę, bo mnie uważa za głupią i egzaltowaną, a naprawdę wiele egzaltacji we mnie nie ma, ale nie mogłabym żyć bez jakiegoś uczucia lepszego, rwiącego się do ludzi. Ja nie chcę ich widzieć złymi, dosyć kiedy się przekonam, że są takimi. Izia zaś z góry twierdzi, że są nic nie warci itd. Puste to dla mnie bardzo i ogromnie smutne, bo przez to stoję od Izi daleko i staram się jak najmniej o ludziach z nią mówić.

Czy są tu tacy panowie, którzy mnie kochają, ja nie wiem, wiem że do mnie ludzie ciągną, bo wiedzą, że ich nie odepchnę, czy kobiety czy mężczyźni. Wiedzą, że niczego od nich nie żądam i że zawsze rada będę każdemu pomóc. Pragnienie moje największe poza sztuką, jest ulżyć biedakom, gdybym była bogatą, myślę często o tym, umiałabym pieniądze z korzyścią umieszczać, wiem o tym.

Co do siebie, chciałabym chwilami być szczęśliwą, jakby zelektryzowaną czymś, mieć wiele radości, ale takich chwil nie ma wiele, a uważam, że samo takie pragnienie jest już poniekąd szczęściem, bo jest coś żywszego, głębszego w nas, co się rwie wyżej.

Mam wiele prac zaczętych, teraz prawie same portrety męskie, tak się dziwnie złożyło. Dwa portrety są zamówione, więc będą jakieś pieniądze. Z tamtych dawniejszych jest portret Radwana, pianisty nieskończony i portret pana Saulnier Ciołkowskiego, Francuza,, także na wykończeniu. Maluję jeszcze pannę Koźniewską, malarkę z Warszawy i mam malować moją proprietaire, starowinkę 85-letnią, którą lubię i która mnie także lubi i nie chce mnie ze swego domu wypuścić. Jestem tu już 5-ty rok u niej.

Tyle nowego Złota moja, portrety zamówione są pana Taliańskiego, malarza żyda, ogromnie bogatego z Warszawy i malarza młodego z Krakowa p. Gottlieba, który jest także ogromnie bogato ożeniony. Biegasa jeszcze nie ma, pewnie przyjedzie z Trutschlami w końcu grudnia.

Śnieg leży na dachach, dziś topnieje, to taka rzadkość tutaj śnieg widzieć. Przypominają mi się młode lata moje krakowskie albo monachijskie i wtedy straszna tęsknota mnie bierze za tym co było ii — nie wróci. Mączyński w Krakowie. Biedny, smutne listy do mnie pisze. Pracuję strasznie wiele, przebudowuje razem z panem Stryjeńskim dawniejszy teatr na salę koncertową. Ma także ratusz budować...

Nr 15

Z listu do Julii.

  24 lutego 1906.

...Maluję, maluję, i ledwie widać że pracuję przy portretach, tak leniwie postępują one. Tyle, tyle pracy w każdym z nich! Dostałam nowe zamówienie, będę pastelami malować malutkiego chłopczyka jednorocznego, dziecko Francuzów obcych całkiem.

Nr 16

Z listu Olgi do Julii w sprawie Izy, bez daty, jeszcze za życia Ojca.

Niedziela rano.

...to strasznie smutne, co mi piszesz o Mani i o Sobie. Trzeba by koniecznie, aby się Mania gruntownie leczyła, bo będzie z niej «une maniaque» i coraz będzie ciężej dla Ciebie, aż ona zwariuje zupełnie. Dziwię się bardzo, że doktor Jankowski nie każe jej brać tuszy ciepłych i elektryzować jej, co się we wszystkich zakładach robi z histeryczkami. Izi takie leczenie doskonale robi, ale ona nie chce więcej je używać. Babiński nakazuje podobne leczenie wszystkim «neurases». Może pan Jankowski uważa, że byłaby to kuracja zanadto kosztowna i o niej dlatego nie wspomina. Ja się o Ciebie boję Juleczku, bo coraz będzie gorzej i Mania mogłaby potem żałować bardzo i Ty także Złota moja. Nieufność do bliskich rośnie coraz więcej u histeryków, aż do zupełnej wariacji.

Szkoda, że nie masz kogo jeszcze przy sobie, któryby był dla Mani zupełnie obcym w ogóle, Twoje towarzystwo ją denerwuje. Doktór zakazał nam u Izi bywać, kiedy była w domu zdrowia, obcy ludzie wtedy dobrze robią, bo to zmiana.

Izia przychodziła już do restauracji, doskonale chodziła, kiedy musiała sama się zająć swoim gospodarstwem. Teraz ma obsługaczkę i znowu rozebrana leży na łóżku i zapewne używa różnych niepotrzebnych trunków.

Ja ją zostawiam jej losowi, bo na upór nie ma ratunku a sama muszę pracować, ażeby zarabiać et pour ne pas perdre mon eąuilibre morał...

...Portret pani Kirkorowej dawnej a obecnie Kiedroniowej podoba Ci się. Była zaręczona z Czajk...

Nr 17

Do Julii (na żałobnym liście).

25.

...Pracuję wiele, ale nie nadzwyczajnie, wolałabym więcej. Moja ładna pani Robillard pozowała już dwa razy, pan Libaude także, pani Roche także, Kraszewska także, Sara... także. Muszę kończyć prace do Salonu.

...Co do mnie mylisz się trochę Julianku, ale wolę o tym później napisać, nie teraz. Jabym nie mogła przywyknąć do zupełnie innego życia, bez jakiegoś wariowania za czymś innym, ja zaś nigdy mniej nie wiarowałam niż teraz. Jestem bardzo trzeźwa Julku drogi. C'est tout. Cóż z Falk. słychać czy jest w Krakowie nareszcie?

Nr 18

List Olgi Boznańskiej do Feliksa Jasieńskiego.

Bez daty.

(Na bilecie wizytowym).

Wesołych Świąt życzę, przesyłam Sz. Panu katalog ze swojej wystawy avec une preface du Conservateur du Musee du Luxembourg. Elle a ete une vraie emprise pour moi.

Nr 19

Olga do Feliksa Jasieńskiego.

Łaskawemu Panu dziękuję za przysłanie mi całkowitej kwoty za nabyte ode mnie obrazy, przykro mi jednak, że Szanowny Pan nie wspomina czy odebrał od pana Kopery portret mój, który Dyrektor Muzeum Narodowego był łaskaw ze sobą dla Szanownego Pana zabrać do Krakowa. Czy łaskawy Pan otrzymał i odebrał mój portret?

Mam w Sztuce aż pięć prac swoich nowszych i dawniejszych, pan Kopera także kupił ode mnie portret mój pastelowy. Czy Szanowny Pan widział wszystkie te moje prace? Portret kupiony do Muzeum robionym jest ośm lat temu.

Bardzo bym była rada, gdyby Łaskawy Pan zechciał choć słówkiem napisać czy jest w posiadaniu przesłanego obrazu. Wyrazy wysokiego szacunku i ukłony łączę

Olga Boznańska
Paryż, 9. I. 1906 rue Campagne I-re 17

Nr 20

Olga do Feliksa Jasieńskiego.

17 rue Campagne I-re. Paryż
Czwartek. 20 grud. 1906.

Łaskawy Panie!

Wreszcie portret mój skończony, dotąd go malowałam z przerwami, aby wyszedł, bo inaczej byłby zczerniał. Nie mogłam czyli raczej nie widziałam siebie w lustrze inaczej, mimo tego, że znajomi mnie widzą inną, niż na portrecie. Czy ma jakąkolwiek wartość podobizny nie wiem, w każdym razie, j'y ai mis la meilleure volonte pour le faire aussi bien que possible.

Nie mogłam go wysłać z innymi moimi obrazami, które odeszły do «Sztuki», bo nie był wtedy gotowym. Gdzie go mam wysłać, pod jaki adres? Jest w złotej ramie, która jest bardzo odpowiednia i dobrze wygląda. Czekam na odpowiedź łaskawego Pana, aby go wysłać do Krakowa. Przy sposobności proszę przyjąć ode mnie i siostry wyrazy najgłębszego szacunku i życzenia przy nadchodzących Świętach.

Olga Boznańska 

Zobacz część III